W Indiach masowo prześladowani są chrześcijanie. Ale jest miejsce, w którym na każdym kroku stoi (pełen wiernych) kościół, a zakonnicę nazywa się „Mamą”. „Ojcze nasz” można odmawiać na ulicy, tuż przy zadziwionej tym stanem „świętej” krowie.
Niewielka terytorialnie prowincja na zachodzie Indii, Goa. Liczba mieszkańców – blisko półtora miliona. Miejscowi trudnią się rybołówstwem, ale przede wszystkim żyją z turystyki. Bo przepiękne, dzikie plaże, soczysta zieleń i kolorowe kwiaty to wabik na żądnych przygód, bogatych mieszkańców Europy. Bo w Europie w marcu szaro i zimno jeszcze, a tu cudowny upał. Kilkanaście godzin w samolocie i już można zaznać niemal raju na ziemi, gdzie piasek pod stopami jest miękki i delikatny jak popiół, a jedzenie ostre, wykwintne i pachnące wszelkimi indyjskimi przyprawami. W dodatku za śmieszne pieniądze. Wynajęcie domku na plaży kosztuje 30 zł.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Agata Puścikowska