W czasie konklawe padał deszcz i było przenikliwie zimno. Kiedy papież Franciszek wyszedł na balkon, nad Rzymem, mimo wieczora, jakby wstało słońce. To słońce, którym Pan Bóg pobudzi do życia świat i Kościół.
Środa 13 marca, godzina 22.00. W rzymskim mieszkaniu Stefanii Velasci dzwoni telefon. Odbiera syn włoskiej dziennikarki z miesięcznika „30 giorni”. – Mama! – krzyczy przerażony chłopak – papież do ciebie! – Wyleciał mi z ręki kubek z gorącym rumiankiem. Dopiero całą rodziną wróciliśmy z placu św. Piotra przemarznięci. A w słuchawce po drugiej stronie ciepłe: „Buonasera Stefania! Dzwonię, żeby was pozdrowić” – mówił papież Franciszek. Aż się trzęsłam. A on: „Dziękuję raz jeszcze za spotkanie, módl się za mnie” – relacjonuje dziennikarka. – Zawsze mówiłam do niego „ojcze Bergoglio”. Zapytałam więc: „To teraz mam mówić: „ojcze święty”?! Papież śmiał się. Velasca zna byłego metropolitę Buenos Aires od 2002 r. Wtedy jej mąż przeprowadził wywiad z kard. Bergogliem. Zaprzyjaźnili się. Kiedy bywał w Rzymie, kardynał wstępował do Gianniego i Stefanii na kolację. Przed konklawe też ich odwiedził. – To człowiek Boga, spójny w tym, co myśli, mówi i robi – dodaje dziennikarka. – Byłam szczęśliwa, że Bóg dał nam właśnie jego. Do północy 13 marca w centrum prasowym przy Watykanie pracują tysiące dziennikarzy. Jesteśmy przemoczeni i przemarznięci po pięciu godzinach stania w deszczu. Ale nikt nie narzeka: nowy papież podbił nasze serca.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Joanna Bątkiewicz-Brożek