Włosi oszaleli na jego punkcie od razu. Imię nowego papieża podbiło serca świata.
Już wczoraj w nocy i dzisiaj od rana wszystkie stacje telewizyjne, nie tylko we Włoszech, pokazują ten sam gest: nowy Piotr naszych czasów schyla głowę i uniża się przed tysiącami zwykłych ludzi. Prosi ich o błogosławieństwo. „Jak biedaczyna z Asyżu, jak Chrystus umywający nogi” – słyszę komentarze. Faktycznie od wielu pontyfikatów takiego gestu nie było. Pokora, która ujęła wszystkich. Do teraz słyszę ciszę, jaka przeszyła na ten gest Plac Św. Piotra. Ludzie zamilkli tak, że słychać było trzepot skrzydeł mew nad naszymi głowami.
A potem łzy płynęły, jak papież Franciszek zaprosił nas „na wspólną drogę braterstwa, miłości i zaufania”.
Kiedy wczoraj na placu padło nazwisko kard. Bergoglio, najpierw rozeszło się głośne zdziwienie „oooo”. Ale kiedy kard. Tauran ogłosił imię nowego papieża, Włosi oszaleli na jego punkcie od razu. Podniosły się oklaski i wiwaty. Francesco! Francesco! – imię nowego papieża podbiło serca świata niemal natychmiast.
Francesco, brat ubogich
Papa Francesco jest dziś na pierwszych stronach wszystkich dzienników. Bez wyjątku. Piszą o „niespodziance”. Na pierwszej stronie „Libero” nawet z nutą sarkazmu i nieskrywanego zadowolenia komentarz pod adresem watykanistów, którzy w ostatnich tygodniach prześcigali się w papieskim totolotku. Żaden nie trafił. Miał rację jedynie Marco Roncalli, bratanek dobrego papieża Jana XXIII, który w Corriere Della Sera pisał:
„To konklawe przypomina sytuację z października 1978 r., kiedy to było wiele silnych kandydatur, a na koniec kardynałowie wybrali nieznanego ludziom Wojtyłę”.
Ta diagnoza się sprawdziła i teraz. Choć, jak przypomniał Rai News 24, kard. Bergoglio był silnym papabile już w 2005 r. Teraz nie brano go pod uwagę w tzw. sondażach jedynie ze względu na wiek. Mówiło się, że teraz papież musi być młody i silny. Widać, Duch Święty miał inny plan. On dobrze wie, kogo potrzeba teraz Kościołowi.
Kiedy papież Franciszek wyszedł wczoraj na balkon bazyliki Św. Piotra, przeszyła mnie myśl, że zaczyna się czas powrotu do źródeł. Do radykalizmu ewangelicznego, za którym tęskni cały świat. Często nieświadomie. Że ten papież, już przyjmując imię świętego z Asyżu, w pewien sposób naznaczył swoją drogę.
W rozmowie dla Rai Uno Enzo Bianchi, założyciel wspólnoty Boso we Włoszech, przyjaciel kard. Bergoglio podkreślił, nie kryjąc emocji: „Papież jezuita, który przyjmuje imię Franciszek w Argentynie to nic dziwnego. Tamtejsi jezuici są blisko ubogich, żyją jakby duchowością biedaczyny z Asyżu”.
- Starszy papież? Nie szkodzi, on przyniesie nowy i świeży powiew – mówi abp Rino Fisichella.
„Papież nie z Europy poszerza horyzonty. Wybór kard. Bergoglio to dowód na to, że Kościół ma wielkie serce” – pisze Luigi Accatoli na pierwszej stronie „Corriere Della Sera”.
„Wybór papieża zza oceanu pomoże Kościołowi wyzwolić się z niesłusznych oskarżeń o zacofanie. Imię Franciszek zapowiada przyszłość, przeznaczenie, jakim jest powrót do źródeł” – dodaje watykanista. Publicysta przypomina słynne słowa Jezusa, jakie skierował On do Biedaczyny z Asyżu: "Franciszku, napraw mój Kościół".
Accatoli pisze z rozmachem: jesteśmy w tym samym momencie, w jakim byliśmy kiedy na balkon bazyliki Św. Piotra wyszedł Wojtyła. Tyle, że teraz już nie tyle Europa, co cały świat potrzebuje nowego powiewu.
Kościół musi wyjść na ulice
- To będzie czas głębokich zmian – tłumaczy mi abp Rino Fisichella – Radykalnych, w sensie ewangelicznym. Papież Franciszek będzie reformował Kościół najpierw od wewnątrz. Postawi na ubóstwo, na powrót do źródeł. Ale więcej dowiemy się na rozpoczęcie pontyfikatu.
W podobnym tonie piszą dzisiejsze gazety. „Bergoglio nareszcie wyśle księży na ulice. A Kurię rzymską wyleczy z defektów” – pisze „Libero”. Dziennik przedrukowuje dziś wywiad, jaki zrobił portal Vatican Insider z kard. Bergoglio tuż po abdykacji Benedykta XVI. Na pytanie, jakie znaczenie ma ewangelizacja i co oznacza w kontekście Ameryki Łacińskiej, metropolita Buenos Aires, przyszły papież odpowiada:
„By ewangelizować trzeba wyjść poza swój krąg, trzeba iść do ludzi, nie czekać aż oni przyjdą. U nas trzeba jechać na peryferie. (…) Prawdą jest, że wychodząc na ulice, jak każdemu człowiekowi, kobietom i mężczyznom, i nam może zdarzyć się wypadek. Ale jeśli Kościół zostanie zamknięty w sobie samym, zamknięty w swojej jaźni, zestarzeje się”.
„W Buenos Aires, poszukujemy kontaktów przede wszystkim z rodzinami, które odeszły od Kościoła, nie odwiedzają swoich parafii. Zamiast być jedynie Kościołem, który przyjmuje ludzi i zbiera coś od nich, próbujemy być Kościołem, który wychodzi poza swoje kręgi, do ludzi, szczególnie obojętnych” – podkreśla kard. Bergoglio. W Argentynie więc Bergoglio organizował tzw. misje na placach miejskich. „Przychodzimy do centrum, modlimy się na rynku, odprawiamy mszę i zapraszamy na nią siedzących w kawiarniach i w sklepach. Wielu proponujemy chrzest, po krótkim przygotowaniu. To jest styl życia naszych parafii, naszej diecezji. Ale próbujemy też docierać do ludzi za pomocą nowych środków przekazu, Internetu”.
Kard. Bergoglio potrafi otwarcie krytykować niektóre tendencje w Kościele. „ Najgorszym grzechem w Kościele jest próżność i pycha. (…) Kariera, chęć awansów, wpisuje tylko Kościół w duchowość świata. Na tych, którzy się w nią wpisują, czeka tylko nędza ducha.” (…) Tymczasem jeśli jesteś kardynałem, tym większym jesteś sługą dla ludzi, z tym większym uniżeniem masz służyć Bogu, cały czas otwarty na działanie Ducha Św.”.
Na zaczepne pytanie o skandale w Kościele, obecny papież odpowiada: „Kościół jest grzeszny i święty. Nie można tylko widzieć w nim grzechu i udawać, że nie ma w nim świętych kobiet i mężczyzn. Nie gorszę się grzesznością Kościoła, bo Kościół to moja Matka: patrzę na jej świętość i ułomność tak, jak patrzę na moją rodzoną mamę”.
Z kolei "Avvenire" przedrukowuje wywiad metropolity Buenos Aires, jakiego udzielił w 2009 r. dla „30 giorni”. Dziennikarz pyta o chrzest dzieci rodziców rozwiedzionych, lub samotnych matek oraz o sens katechezy dla małych dzieci przed komunią. Powołuje się na słowa Jezusa: „Błogosławcie dzieci, nauczajcie dorosłych”. Obecny papież opowiada: „Jeśli chrzest dzieci rodziców rozwiedzionych był i jest problemem w Kościele, to znaczy że Kościół mija się z powołaniem. Właśnie udzieliłem chrztu siedmiu dziewczynkom samotnie wychowującej matki. Dzieci pochodzą z różnych związków. Pewnego dnia spotkała mnie i powiedziała: ojcze, żyję w grzechu ciężkim, mam tyle dzieci, ale żadnego nie ochrzciłam. Nie miałam pieniędzy, nie miałam kogo wziąć na chrzestnych”. Więc znaleźliśmy dwójkę dla wszystkich. (…) jeśli nie będziemy chrzcić takich dzieci, to tak jakbyśmy zamykali przed nimi drzwi Kościoła. Dziecko nie ponosi żadnej odpowiedzialności za grzechy rodziców. Nie uważam też, że takie chrzty powinniśmy ukrywać, robić po mszy. Nie, to okazja, by rodzice poczuli się przytuleni do Kościoła. Zaproszeni do powrotu”.
„Bóg ma poczucie humoru, skoro wybrał Bergoglio”
We wszystkich dziennikach obok zdjęć nowego Piotra, kadr z kardynałem Tauran i ks. Krajewskim. „Był tak przejęty – pisze „Libero” – ze z emocji nie potrafił dokończyć Annunzio”. Są też zdjęcia łez na twarzy prezydenta Włoch Georgio Napolitano. „Jestem do głębi poruszony prostota i pokorą nowego papieża” – mówi włoski prezydent.
Ale Włosi od razu podchwycili piemonckie korzenie papieża. „Jest jednym z nas” – pisze „Corriere Della Sera”. Całe płachty poświęcone są życiu kard. Bergoglio, zdjęcia z dzieciństwa. „Gotuje sam, jeździ autobusem, kocha ubogich. Mówi biegle w pięciu językach: po hiszpańsku, włosku, angielsku, francusku i niemiecku”.
Dziennikowi udało się dotrzeć do kuzyna nowego papieża. „Byłem wstrząśnięty, płakałem – mówi Delmo Bergoglio. – Spojrzałem na niebo i powiedziałem sobie: Boże, coś Ty zrobił, żeby Bergoglich na papieży wybierać. Masz poczucie humoru!”.
Z kolei „Avvenire” poświęca wyborowi nowego Następcy Św. Piotra cały niemal numer. „Biskup z ludu i dla ludu” – pisze dziennik episkopatu Włoch. Marco Tarquinio, naczelny gazety pisze na pierwszej stronie: „Piemontczyk z pochodzenia, Argentyńczyk, delikatny i ujmujący duszpasterz, przyjechał do nas z najbardziej katolickiego kontynentu świata. Twarz Ameryki Łacińskiej, ta katolicka, pozwoli nam wrócić do Ewangelii Jezusa Chrystusa”.
Z Rzymu Joanna Bątkiewicz-Brożek