„Na znak protestu po spaleniu chrześcijańskich domów katolickie szkoły w Lahaurze zostaną zamknięte na cały dzień” – powiedział dziennikarzom tamtejszy biskup Sebastian Francis Shah.
Do incydentów doszło 9 marca po oskarżeniu jednego z wyznawców Chrystusa w pobliskiej wiosce chrześcijańskiej Joseph Colony o obrazę Mahometa. Zarzut był bezpodstawny, ale wzburzony tłum muzułmanów zaatakował i podpalił dom rzekomego bluźniercy. Doszło do zamieszek, w których wyniku spłonęło ok. 170 chrześcijańskich domostw, a co najmniej 35 osób zostało rannych. Wiele rodzin straciło dorobek całego życia. Policja aresztowała około 150 osób.
Swoje szkoły zamknęli także anglikanie w Karaczi. Ta forma zwrócenia uwagi na problem wydaje się być skuteczna, bo szkoły prowadzone przez wyznawców Chrystusa są bardzo popularne i cenione w Pakistanie ze względu na ich wysoki poziom. Wielu, zwłaszcza bogatszych muzułmanów posyła do nich swoje dzieci.
Chrześcijanie zdecydowali się wyrazić tak swój sprzeciw po tym, jak w całym kraju sytuacja stała się bardzo napięta, a w Islamabadzie doszło do kolejnych zamieszek. W Lahaurze odbyło się również czuwanie modlitewne w intencji pokoju, w którym wziął udział abp Joseph Coutts, przewodniczący pakistańskiego episkopatu. Wśród wiernych pojawił się też bp Sebastian Francis Shah, administrator diecezji, który zaapelował do władz, by zapewniły mniejszości chrześcijańskiej bezpieczeństwo. Swoich diecezjan zachęcił do „przezwyciężenia strachu i niepewności, do troski o zachowanie pokoju i do solidarności z tymi, którzy ucierpieli w wyniku zamieszek”.
W mieście Faisalabad w prowincji Pendżab ludzie wyszli na ulice w spontanicznym proteście przeciw wydarzeniom w Lahaurze. Pokojowa manifestacja, w której obok chrześcijan brali też udział działacze muzułmańscy, zakończyła się modlitwą.
Związany z pakistańską Caritas ks. Bonni Mendes stwierdził, że należy reagować, bo sytuacja z Lahauru pokazuje sposób, w jaki manipuluje się ustawą o bluźnierstwie. Jego zdaniem jest ona tylko przykrywką rzeczywistych intencji, co prowadzi do gróźb, niszczenia mienia, a bywa, że i zabójstw. Z kolei pakistański obrońca praw człowieka, muzułmanin Ameena Zaman uważa, że niewyjaśnione jest działanie policji, która 12 godzin przed zajściem poleciła chrześcijanom ewakuację, ale nic nie zrobiła, by zapobiec zniszczeniu ich domów.
Według innego muzułmańskiego działacza, Zamana Khana, atak na domy potwierdza, że pakistańscy przywódcy nie uznają mniejszości religijnych. „Musimy walczyć z ideologią, która sprawia, że ludzie atakują swoich sąsiadów tylko dlatego, że są oni innego wyznania” – powiedział Khan.