Salon rzucił się ratować lud przed inwazją klerofaszyzmu, reprezentowaną przez księdza „o twarzy molierowskiego Świętoszka”. Dzięki ci, Salonie!
27.02.2013 13:03 GOSC.PL
Od paru dni co spojrzę w telewizor, to widzę, jak wałkują księdza Longchamps de Berier. W serwisach internetowych podobnie. Bo powiedział m.in.: „Są tacy lekarze, którzy po pierwszym spojrzeniu na twarz dziecka wiedzą, że zostało poczęte z in vitro. Bo ma dotykową bruzdę, która jest charakterystyczna dla pewnego zespołu wad genetycznych”.
Niezależnie od tego, jak jest naprawdę z tą bruzdą, nie ma to żadnego znaczenia. In vitro jest metodą niegodziwą i jest wystarczająco wiele argumentów przeciw tej metodzie, żeby jej zakazać. Trzeba więc te argumenty zakrzyczeć i zalać łzami, wyciśniętymi nad opowieściami o biednych rodzicach, szykanowanych przez klerofaszystów.
Jeśli zrobiono taki hałas wokół tej jednej, wyrwanej z kontekstu wypowiedzi, to dlatego, że macherzy od nieklękania przed księdzem czekali na igłę, z której dałoby się zrobić wóz widłowy. Politycy przygotowują grunt pod in vitro, wielki biznes ma swoje potrzeby (świeża wiadomość: Kliniki in vitro zwietrzyły wielkie pieniądze). Trzeba więc zajazgotać sprawę, żeby już tylko ostatnie mohery odważyły się postawić pochodowi światłego postępu.
Popis takiego jazgotu dała między innymi na portalu Lisa felietonistka Krystyna Kofta. Charakterystyczne, jak od księdza de Berier gładko przechodzi do „księży”.
„O co chodzi księżom? Czy o to, żeby kolejna grupa pakowała walizki? Czy kościół chce, żeby rodzice starający się o pociechę z In vitro też wyjechali z kraju?” – pyta dramatycznie, ale nie szuka odpowiedzi. Bo gdyby szukała, zauważyłaby, że „księżom” nie chodzi o nic innego, jak tylko o prawdę. Bo ze sprzeciwu wobec in vitro Kościół nie ma żadnych profitów, przeciwnie - w poparciu społecznym ma same straty (czego nie można powiedzieć o tych, którzy za tym procederem optują). Zauważyłaby to niezwykle cenne zjawisko, że jest jeszcze na tym świecie takie środowisko, które jest gotowe sprzeciwić się niemal wszystkim i narazić się na totalne ośmieszenie, byle nie zdradzić prawdy. A prawda jest taka, że in vitro jest metodą złą, szkodliwą moralnie, społecznie i duchowo.
Ale pani Kofta nie pyta, bo nie o to jej chodzi. Żeby więc dobić księdza, chwyta się „argumentu” z wyglądu: „Może by ksiądz Berier o wyglądzie i charakterze molierowskiego Świętoszka, zastanowił się nad krzywdą jaką wyrządza, w imię walki ideologicznej, bez miłosierdzia”.
Po „księżach” czas na „Kościół”. Czytamy więc: „Kościół idzie »w zaparte«, czuje swoją słabość, a więc musi wszystko penalizować, wkraczać w kompetencje państwa, wywierać naciski, bo wierni są o siedem mostów dalej”.
No i wreszcie przechodzimy do sedna sprawy: „Premierze Tusku, nie idźcie tą drogą, nie dajcie sobą manipulować! Wywalcie Gowina i paru innych. Obiecywał nam premier, że nie będzie klękał, jednak to za mało. Samo stanie niczego nie zmieni. Trzeba twardych decyzji”.
I tak od jednego księdza elegancko przeszło się do czystek w Platformie Obywatelskiej.
I o to chodziło. Vitro-biznesmen syty i premier cały. A lud zadowolony, bo dostał to, na co mu wcześniej zrobiono apetyt. Zanim wyjdzie mu to bokiem, wielka kasa będzie już zrobiona.
Franciszek Kucharczak