„Mojżesz widział, jak krzew płonął ogniem i nie spalał się. rzekł: zbliżę się, ażeby lepiej ujrzeć to niezwykłe zjawisko”
Na narty zabraliśmy „Jezusa z Nazaretu” Josepha Ratzingera. Wieczorami z przyjemnością zapadałem w lekturę jego słowa, myśli, konstrukcji... Tamtego dnia byliśmy na deskach naprawdę wysoko. A tu, niespodziewany SMS z Polski: Benedykt XVI abdykuje! Zdziwienie, niedowierzanie i jakaś piekąca w środku świadomość, że odchodzi... To niemożliwe, żeby ten myśliciel, erudyta, pasterz zrobił nieprzemyślany ruch, najmniejszy gest mogący zaszkodzić jego umiłowanemu Panu i Kościołowi. Więc to nie to! I im bardziej uporczywe myśli nas nurtują, tym większej nabieramy pewności, jak bardzo potrzebuje on teraz nie naszego zdumienia, ale ciepłej, serdecznej modlitwy. Na drugi dzień, przed śniadaniem ogólne poruszenie: z niezwykłym przejęciem oglądamy zdjęcie błyskawicy idealnie wyprężonej nad watykańską kopułą. Wpatrujemy oczy w jakże znajomy widok i... olśnienie – przecież taki jest właśnie nasz Kościół! Już dawno temu powinien był spłonąć, rozpaść się w gruzy i rozsypać w popiół, a On, jak tamten pustynny krzew nie spala się. Stale płonie. Zamurowało nas. Tak jak Mojżesza.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Tomasz i Halina Wiśniewscy