Dziewięcioletni, samozwańczy papabil: - Przyjmę imię Atanazy!
28.02.2013 12:48 GOSC.PL
Powrót ze szkoły, samochodem do domu. Dziewięciolatek wygląda jak nieboskie stworzenie: brudny, z czapką na bakier. I mokry po pachy. Bo szkolne boisko, potraktowane błotem pośniegowym, postanowiło awansować do rangi mini basenu narodowego. Matka wściekła, bo choć samochód stary i niezbyt piękny, to przecież amfibią do przewożenia nurkujących piłkarzy - nie jest.
- A gdy zostanę papieżem, przyjmę imię Atanazy! - stwierdził nagle i z pełnym przekonaniem, ociekający wodą i błotem, syn. - To coś nowego - pomyślała matka. Bo co prawda, syn od lat deklaruje że zostanie księdzem. Ale żeby zaraz Stolica Apostolska?
- Chyba ci jednak papiestwo nie grozi - rzuciła matka niechętnie zerkając na coraz większą kałużę błota. Kałuża powstała na dywaniku samochodowym, tuż przy samozwańczym, nieletnim papabilu. Ale syn, nie zważając na matczyne niedowiarstwo, kontynuował:
- Atanazy to dobre imię. Będzie pasowało.
Matka się zasępiła. Bo przed nią zadanie nie lada: papieża wychować! Ale jak? Do źródeł trzeba zajrzeć, do źródeł!
Więc najpierw lektura (kapitalnej!) książki Georga Ratzingera „ Mój brat papież”, w której o dzieciństwie Benedykta XVI opowiada jego brat. A w książce taki oto „niezwykły” obraz: zwyczajna rodzina. Ojciec pracujący ciężko, surowy, zdyscyplinowany, oddany bliskim, powściągliwy. Matka ciepła, serdeczna, cicha (widzę niejaki problem…), świetnie gotująca (tu jest nadzieja!), robiąca doskonale na drutach (no niestety…). Trójka dzieci, które codziennie otrzymały świadectwo wiary, modliły się wspólnie z rodzicami. Nie były wychowywane w przepychu, a jednocześnie otrzymały i kindersztubę i potrzebne wykształcenie. W tym muzyczne. Nota bene: mały Józef zawsze twierdził, że zostanie kardynałem. Czy grał w błotną piłkę? Nie wiadomo.
A potem wspólny z dziećmi film: „Brat, przyjaciel, papież”. I znów potwierdzenie: to była po prostu normalna, kochająca się rodzina. Gdzie każdy miał swoje miejsce, rodzice szanowali dzieci (co nie oznaczało braku dyscypliny), a dzieci rodziców. Normalna rodzina, w której nie brakło problemów i trosk, bo przecież żyła w bardzo trudnych czasach...
Potrzebne do wychowania papieża: zachować normalność. W XXI wieku. W dobie antywartości, ciągłej pracy, zawirowań moralno - politycznych i innych takich. Poprzeczka ustawiona wysoko. Bardzo wysoko. I czują to chyba wszyscy rodzice. Niemniej jak widać na załączonym, ratzingerowym przykładzie: normalność jest możliwa, gdy się bardzo chce. I trwa. A czasem nawet - taka normalność - daje efekt niespotykany: wychowania papieża.
W pozostałych przypadkach (oby takich jak najwięcej) - daje efekt całkiem przewidywalny: wychowania dobrego, mądrego człowieka. Mało spektakularne? Doskonale wystarczające. Oby tylko (normalnie) dać radę.
PS. Chociaż właściwie… Atanazy brzmi dumnie.
Agata Puścikowska