Pan Bóg daje nam do uprawy swój prywatny ogród i zestaw narzędzi. A my, zamiast ich używać, trzymamy je opakowane w fabryczną folię, gdzieś na dnie szafy i nosimy wodę w dłoniach…
22.02.2013 00:04 GOSC.PL
Jednak na drodze do odkopania skarbca darów Ducha Świętego Kościół napotyka różne przeszkody. Najważniejszą z nich jest brak otwartości współczesnych chrześcijan i ich dyspozycyjności wobec darów Ducha. Często zamknięcie wynika z barier czysto psychologicznych. Otwartość na dary epifanijne, bo tak inaczej nazywamy charyzmaty, wiąże się ze zgodą człowieka na to, że Duch Święty może posłużyć się nim w niekonwencjonalny sposób. Otwartość taka wymaga wyrzeczenia się grzechu (nie postawy bezgrzeszności, bo na taką nikogo nie stać!) i własnej woli, mówiąc Duchowi Świętemu: „uczyń ze mną co chcesz”. I tutaj sytuacja często się komplikuje. Bo „co chcesz”, może nieraz oznaczać zachowanie z punktu widzenia ludzkiego kompromitujące. Nikt zaś nie chce zostać posądzony o upicie się młodym winem, nikt nie chce po ludzku zrobić z siebie idioty. Nie zapominajmy jednak o tym, że Duch Święty nie jest nigdy ograniczony subiektywnymi dyspozycjami wspólnot lub jednostek. Jedyne co może stanąć mu na przeszkodzie to wolność człowieka. Moja wolność…
Niestety bardzo często księżom brakuje też podstawowej wiedzy o charyzmatach. Na palcach jednej ręki można wyliczyć seminaria duchowne, w których ta tematyka jest w ogóle podejmowana. Są i takie, w których wychowawcy seminaryjni boją się charyzmatów jak ognia. A szkoda, bo są to przecież dary dane dla dobra całego Kościoła.
Inną trudnością na drodze przebudzenia charyzmatycznego jest niewłaściwe ustosunkowanie się konkretnych osób do charyzmatów. Niedopuszczalne jest traktowanie darów Ducha Świętego jako dowodów własnej świętości czy prywatnych zasług. To nie są moje kolejne skille do CV, ani duchowe gadżety do szpanowania na rekolekcjach. Charyzmaty pełnią przede wszystkim funkcję służebną, mając na celu budowanie Ciała Chrystusa, czyli Kościoła. W każdym chrześcijaninie Duch objawia się poprzez jakąś funkcję służebną. Żaden chrześcijanin nie jest pozbawiony służby w Kościele i świecie oraz dla Kościoła i świata. Charyzmaty są związane z konkretnymi potrzebami Kościoła i pojawiają się w określonym momencie, po czym mogą po prostu zniknąć.
„Ten, kto pragnie modlić się autentycznie, już u progu tej drogi musi zgodzić się na to, że posiadanie Boga nie może stać się próbą zawłaszczenia Go dla siebie, wykorzystywania Boga do zaspokojenia własnych potrzeb” - pisze w swojej książce Aleksander Bańka z Centrum Duchowości Ruchu Światło-Życie.
W teologii istnieją dwie drogi interpretacji natury charyzmatów. Pierwsza opisuje te dary jako nadnaturalną interwencję Boga w życiu poszczególnych, wybranych osób. Charyzmat ma w tej koncepcji wymiar nadnaturalny, jest jakby wlaną z zewnątrz dodatkową zdolnością, nie mieszczącą się w ramach natury ludzkiej. Druga droga zakłada, że w każdym człowieku został złożony „pełny zestaw” charyzmatów, które przynależą jakby do pełni człowieczeństwa. W odpowiednim zaś czasie Duch Święty ożywia konkretne zdolności. Chociaż według tej interpretacji charyzmaty są częścią składową natury człowieka, to nie są one zwykłym stanem czy zdolnością psychologiczną, ale darem i manifestacją Ducha Świętego.
Koncepcja powszechnego „wyposażenia” w charyzmaty wydaje się być bardziej przekonująca. W sakramentach inicjacji chrześcijańskiej Duch Święty udziela się każdemu w całej pełni. Fakt, że nie wszyscy posługują charyzmatami w sposób czynny świadczyć może o tym, że w danym momencie życia Kościoła nie ma potrzeby posługiwania konkretnym darem, więc Duch Święty go nie „aktywizuje”. Gorzej, jeśli potrzeba jest, a my boimy się go użyć. Nosimy wodę w dłoniach, ucieka nam między palcami, a nowiutka, nieużywana konewka stoi schowana w szafie…
Podczas pisania tego artykułu korzystałem z:
Wojciech Teister