W powodzi komentarzy po decyzji ojca świętego o ustąpieniu ze Stolicy Piotrowej chciałbym zwrócić uwagę tylko na jeden.
Według Jacka Żakowskiego „Benedykt XVI pokazał, że człowiek przynajmniej u schyłku życia – ale wciąż jeszcze daleko od łoża śmierci! – ma prawo przestać się zmagać ze światem i zająć sobą, czyli samym życiem”. Autor cytowanych słów myli się głęboko. Benedykt XVI nie ustąpił, by „zająć się sobą, czyli samym życiem”. Nic takiego nie powiedział. Zrobił coś wręcz przeciwnego – zarówno w oświadczeniu o rezygnacji, jak i w późniejszych wystąpieniach podkreślał, że choć w ukryciu przed światem, będzie zajmował się nie sobą, ale Kościołem. Ostatnie zdanie oświadczenia brzmi: „Jeśli o mnie chodzi, również w przyszłości będę chciał służyć całym sercem, całym oddanym modlitwie życiem, świętemu Kościołowi Bożemu”. Cztery dni później, w czwartek po Popielcu, w czasie spotkania z kilku tysiącami księży diecezji rzymskiej oświadczył: „Chociaż ustępuję, będę zawsze blisko was wszystkich w modlitwie, a wy będziecie bliscy mnie, nawet jeśli pozostanę ukryty dla świata”. Nie ma żadnego powodu, by nie wierzyć Benedyktowi XVI. By w jego słowach doszukiwać się drugiego albo nawet trzeciego dna. Skoro tak powiedział, dlaczego miałoby być inaczej? Wiem, że żyjemy w czasach powszechnej nieufności, która – nie ma co ukrywać – w wielu wypadkach jest uzasadniona. Ale papież nigdy mnie nie okłamał, nigdy nie wyczułem w jego słowach fałszywej nuty, dlaczego więc teraz miałbym mu nie ufać? Tym samym tropem poszedł papieski rekolekcjonista kard. Gianfranco Ravasi. W swej pierwszej konferencji zaproponował biblijny obraz ukazujący przyszłą obecność Benedykta XVI w Kościele. Zaznaczył, że będzie to obecność kontemplacyjna, podobna do postawy Mojżesza. Kiedy lud walczył z Amalekitami, wyszedł on wraz z Aaronem i Churem na szczyt góry, by wstawiać się za walczącymi w dolinie Izraelitami. „Obraz ten przedstawia zasadniczą funkcję Waszej Świątobliwości wobec Kościoła – to znaczy wstawiennictwo. My pozostaniemy w »dolinie«, gdzie są Amalekici, gdzie kurz, lęki, przerażenie, zmory, ale także nadzieja, tam, gdzie byłeś z nami przez minione osiem lat. Odtąd jednak będziemy wiedzieli, że na górze wstawiasz się za nami” – powiedział kard. Ravasi. Nie ma w tej wizji miejsca na „zajmowanie się sobą, czyli samym życiem”. I na koniec jeszcze parę słów o małym remoncie, jakiemu został poddany „Gość Niedzielny”. Szanowni Czytelnicy zapewne już tydzień temu zauważyli, że nasz tygodnik otrzymał odnowione ubranko. Pismo wygląda zatem nieco inaczej niż do tej pory. Mam nadzieję, że korzystniej. Wszystko to z powodu zacnej rocznicy. Otóż we wrześniu tego roku minie dziewięćdziesiąt lat od ukazania się pierwszego numeru „Gościa Niedzielnego”. Przyznają Państwo, że taka rocznica zobowiązuje.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Ks. Marek Gancarczyk