Z tektury, włóczki, słomy. Uśmiechnięte, smutne, zamyślone. Elżbieta Wacławska z Koszalina od lat żyje w otoczeniu ponad 130 Bożych posłańców.
Pierwszego anioła, z gliny, dostała ćwierć wieku temu od Agnieszki, niepełnosprawnej dziewczynki. Pani Ela pracowała wtedy w Caritas przy parafii pw. Ducha Świętego. Działało tam duszpasterstwo dzieci niepełnosprawnych, w ramach którego katechizowała w domu małych parafian. Agnieszka, mając wtedy 8–9 lat, sama zrobiła anioła na Warsztatach Terapii Zajęciowej. Potem były inne, małe, duże, ze skrzydłami i bez. Kilka pani Ela kupiła na aukcji prac dzieci niepełnosprawnych. Niektóre aniołki mają miny jak psotne dzieci albo wręcz małe diabełki. Ten blond wygląda na złośliwego. Każdy anioł to osobna historia. – Tego narysowała moja wnusia, gdy miała trzy i pół roku i poszła do przedszkola. A tego lotnika, w pilotce z klamerką, sama wypatrzyłam – opowiada pani Elżbieta. – Chodzę po sklepach z używaną odzieżą, gdzie za grosze można kupić także takie piękne aniołki. Mój ulubiony anioł to babcia, z kokiem i słodkimi pantalonami. Kiedy ją zobaczyłam na jakimś targu, stwierdziłam, że ma prawdziwie anielską minę. Musiałam ją kupić. Teraz aniołów mam tyle, że powoli mnie wypierają z mieszkania –żartuje. – Brakuje mi już miejsca na ich przechowywanie, dlatego niektóre mieszkają w…filiżankach.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Ewa Marczak