Propagandyści związków partnerskich okłamują opinię publiczną, bo nie mają lepszych argumentów.
11.02.2013 08:54 GOSC.PL
Zwolennicy rejestracji związków partnerskich zarzucają ich przeciwnikom wśród posłów, że blokują dyskusję na ten temat. To kompletna bzdura – od kilku tygodni sprawa nie schodzi z pierwszych stron gazet, odbyła się na ten temat debata w sejmie. Drugie czytanie projektu ustawy mają na celu pracę nad nim: jeśli jest od początku do końca bez sensu, szkoda marnować nań czasu w komisjach. Posłowie zdecydowali, że nie będą go marnować i mieli do tego prawo.
Ale przyjmijmy na chwilę, że dyskusja na temat związków partnerskich powinna toczyć się dalej. Problem w tym, że… nie ma z kim dyskutować. Potok manipulacji i kłamstw ze strony medialnych i politycznych zwolenników rejestracji jest tak wartki, że czyni wszelką sensowną wymianę zdań niemożliwą. W niedopuszczalny sposób spycha się obrońców status quo do narożnika i każe nam udowadniać, że nie jesteśmy wielbłądami i że nie chcemy konkubinatom i homoseksualistom zabierać należnych im praw. Przykład z brzegu – wywiad przeprowadzony przez Dariusza Kortkę i Przemysława Jedleckiego z „Gazety Wyborczej” posłem Tomaszem Głogowskim, który odważył się głosować przeciwko związkom partnerskim. Propagandyści pytają polityka: - Czy to przywilej, żeby partner mógł swobodnie odwiedzać partnerkę w szpitalu i otrzymać informacje o stanie jej zdrowia? - Można to inaczej uregulować, np. partner mógłby złożyć w szpitalu oświadczenie, że jest w stałym pożyciu z pacjentką, a lekarze powinni to respektować – odpowiada Głogowski. - Pan żartuje – to riposta prowadzących rozmowę, świadcząca zresztą o ich przyciężkawym poczuciu humoru. Po pierwsze, Kortko i Jedlecki nie przygotowali się do wywiadu, bo gdyby to zrobili, wiedzieliby, że już dziś każdy pacjent ma prawo wskazać osobę bliską, która ma otrzymywać informacje na temat jej stanu zdrowia. A nawet gdyby nie mogła, to w propozycji, by w ten sposób rozwiązać ten problem, nie ma nic śmiesznego. Raczej w sugestii, iż nie ma alternatywy dla związków partnerskich widać mało zabawne autorytarne doktrynerstwo.
Jeśli jednak Kortko i Jedlecki nie tyle popisali się ignorancją, co rozmyślnie wprowadzili czytelnika „GW” w błąd, to nie byłoby to jedyne ich kłamstwo wydrukowane w tym wywiadzie. - Sami obiecywaliście załatwić tę sprawę w czasie kampanii wyborczej – mówią w innym miejscu. Nie znam ani jednej wypowiedzi posła Głogowskiego z kampanii wyborczej, w której obiecuje on wyborcom wprowadzenie instytucji związków partnerskich, nie ma też o nich ani słowa w programie wyborczym Platformy Obywatelskiej „Następny krok. Razem” z 2011 roku. Nie mam nic przeciwko pytaniom zadawanym "na kontrze", ale nie mogą one opierać się na manipulacji.
Dyskutować o związkach partnerskich? Bardzo chętnie. Ale najpierw przestańcie kłamać i zarzućcie oparty na nieprawdzie szantaż moralny.
Stefan Sękowski