Trudno w to uwierzyć, ale sąd w Barcelonie uniewinnił abortera, którego prasa w całej Europie nazwała „Doktorem Śmierć”. A my narzekamy na nasze sądy…
05.02.2013 13:58 GOSC.PL
Zbrodnicze praktyki doktora Carlosa Morína Gamarry zdemaskowała pięć lat temu duńska telewizja. Dziennikarka, udając, że jest w ósmym miesiącu ciąży i chce się jej pozbyć, nagrała rozmowę z nim. – To proste. Najpierw wstrzykujemy preparat, który sprawia, że serce przestaje bić, a potem wywołujemy poród. Dziecko rodzi się martwe i sprawa załatwiona. To kosztuje 4 tysiące euro – spokojnie tłumaczył lekarz.
Peruwiańczyk Carlos Morín, właściciel sieci prywatnych klinik w Hiszpanii, uczynił z aborcji prawdziwy przemysł śmierci. Nie zadowalał się zabiegami legalnymi, zgodnymi z hiszpańskim prawem. Przerywał nawet bardzo zaawansowane ciąże. Lekceważył też wszystkie wymagane prawem formalności.
Prokurator zgromadził poważny, wydawałoby się, materiał dowodowy. Telewizja duńska udostępniła mu swoje nagranie. Świadkowie w śledztwie mówili o fałszowaniu dokumentów: podrabianiu podpisów ginekologów rzekomo badających pacjentki czy produkowaniu fałszywych zaświadczeń z wymaganych przez prawo konsultacji kobiet z psychologami. Prokurator skompletował sporo takich fałszywych dokumentów, dołączając do nich ekspertyzy grafologów.
Śledztwo trwało jednak długo, a w międzyczasie, w roku 2010, zmieniło się w Hiszpanii prawo. Wprowadzono aborcję na życzenie, z niewielkimi tylko ograniczeniami. Wskutek tego większość zabiegów przeprowadzanych w klinikach doktora Morína stało się nagle zgodnymi z prawem. Prokurator wyodrębnił jednak 89 dobrze udokumentowanych przypadków dzieci zabitych w siódmym miesiącu ciąży, co wciąż jest nielegalne. Domagał się kary 273 lat pozbawienia wolności (w Hiszpanii oskarżenia się sumuje). Oprócz Carlosa Morína na ławie oskarżonych zasiadło jeszcze pięć osób.
Wydawało się, że sprawa jest prosta. Sąd jednak dokonał rzeczy niebywałej. Wszyscy oskarżeni zostali uznani za niewinnych! Jak to możliwe? Sąd zaczął od tego, że nie dopuścił nagrania telewizji duńskiej jako materiału dowodowego. Argument? Nagrywano ukrytą kamerą, a więc niezgodnie z prawem. Potem przesłuchano świadków i okazało się, że… wszystko zapomnieli. Doktor Morín odpowiadał przed sądem z wolnej stopy (był zwolniony za kaucją), miał więc pięć lat na to, by skłonić świadków do zaników pamięci. Dodajmy, że jest osobą bardzo zamożną, dysponującą więc sporą „siłą perswazji”. A sfałszowane dokumenty? Sąd odniósł się do nich w uzasadnieniu wyroku. Przyznał, że w klinikach było wiele „nieprawidłowości”. Uznał jednak, że doktor robił to wszystko z… litości. Jeśli odstępował od wymaganej prawem konieczności wypełniania przez kobietę testu psychologicznego, to dlatego, że chciał jej zaoszczędzić przykrości. Jeśli fałszował dokument z konsultacji medycznej, to dlatego, że kobieta była w złym stanie psychicznym i trzeba było szybko działać, żeby zaoszczędzić jej cierpień. Sąd pouczył więc tylko doktora, że nie wolno omijać przepisów i trzeba mieć porządek w dokumentacji.
Skandaliczny wyrok trójki sędziowskiej (może warto podać jej skład: Eduardo Navarro Blasco – przewodniczący, María Dolores Balibrea Pérez i Carme Domínguez Naranjo) być może przyniesie jednak… pozytywny skutek. Wywołał w Hiszpanii takie oburzenie, że minister sprawiedliwości Alberto Ruiz Gallardón zapowiedział, że do końca marca przygotuje wreszcie długo odkładany na później projekt ustawy bardzo poważnie zaostrzającej prawo aborcyjne.
Leszek Śliwa