Do marszu węgierskich bezrobotnych, który wyruszył w sobotę z miasta Nyiregyhaza na północnym wschodzie Węgier, w niedzielę mimo ulewnego deszczu i przenikliwego zimna dołączyli mieszkańcy środkowych rejonów kraju. Celem jest Budapeszt.
W węgierskiej stolicy protestujący chcą domagać się od rządu zdecydowanej walki z bezrobociem.
W sobotę kilkudziesięciu bezrobotnych wyruszyło sprzed ratusza 120-tysięcznego miasta Nyiregyhaza, siódmego pod względem wielkości miasta Węgier. Nieśli flagi państwowe i transparenty z napisami "Dajcie nam pracę" i "Nie wyżyjemy z zasiłków". W niedzielę dołączyli do nich delegaci kolejnych pięciu komitatów (województw): Borsod-Abauj-Zemplen, Szabolcs-Szatmar-Bereg, Heves, Nograd i Hajdu-Bihar.
Marsz zorganizowały Związek Zawodowy Pracowników Publicznych na Węgrzech, Węgierski Ruch Solidarności i stowarzyszenie "Pracy ! Chleba!", a poparło największe ugrupowanie opozycyjne, Węgierska Partia Socjalistyczna (MSZP).
Na apel związkowców nieoczekiwanie odpowiedzieli mieszkańcy środkowych Węgier. Marsze protestacyjne wyruszyły w niedzielę z 70-tysięcznej miejscowości Kaposvar (w komitacie Somogy) i 63-tysięcznego miasta Bekescsaba (w komitacie Bekes).
Demonstracja spotkała się ze spontanicznym poparciem mieszkańców wsi i małych miasteczek, którzy przekazują uczestnikom protestu napoje i żywność. Kierowcy pozdrawiają maszerujących trąbieniem klaksonów i również dają im jedzenie.
Protestujący zamierzają dotrzeć do Budapesztu na rozpoczęcie wiosennej sesji parlamentu 11 lutego i przed jego gmachem zorganizować antyrządowy protest. Od rządu Viktora Orbana domagają się zdecydowanej walki z bezrobociem i zwiększenia zasiłków socjalnych.
Przewodniczący Węgierskiego Ruchu Solidarności Peter Konya przypomina, że połowa mieszkańców północno-wschodnich regionów kraju żyje poniżej granicy ubóstwa. Podkreślił, że bezrobotni otrzymywali 47 tys. forintów, gdy byli zatrudnieni przez kilka miesięcy przy pracach publicznych, ale kiedy pracy zabrakło, ich poziom życia gwałtownie się obniżył, bo zasiłki socjalne wynoszą obecnie ok. 24 tys. forintów.
"W ubiegłym roku otrzymywaliśmy 47 tysięcy forintów. Teraz nie jesteśmy w stanie zapłacić czynszu, energii i żywności" - stwierdził jeden z uczestników marszu Stephen Farkas.
Zdaniem ministra gospodarki Gyorgyego Matolcsy "lewica w obłudny sposób wykorzystuje Węgrów w antyrządowej kampanii politycznej, zbijając kapitał na trudnej sytuacji najuboższych warstw społecznych, choć doskonale wie, że do obniżenia poziomu życia na Węgrzech doszło już podczas ośmioletnich rządów socjalistów przed objęciem władzy przez Fidesz".
Zaznaczył też, że rząd premiera Orbana wdraża program walki z bezrobociem, a najniższe uposażenia dla robotników niewykwalifikowanych wzrosną w tym roku do 75 tys. forintów (256 euro), a dla pracowników wykwalifikowanych - do 95 tys. forintów. Konya zbija te argumenty, argumentując, że niemal jedną trzecią tej sumy pochłaniają podatki.
Na Węgrzech stopa bezrobocia przekracza 11 proc., ale we wschodnich rejonach kraju jest znacznie wyższa i sięga 23 proc.W 2012 roku rząd przedstawił plan zachęt i ulg dla zatrudnionych i pracodawców opiewający na miliard euro. Zakłada on m.in. zmniejszenie opodatkowania dla firm, które zatrudnią osoby długotrwale bezrobotne oraz młode matki, a także obniżenie o połowę składek płaconych przez pracodawców i pracowników w grupie wiekowej poniżej 25 lat i powyżej 55. Związkowcy uważają, że ten program nie zdaje egzaminu.