Piątkowego zamachu samobójczego przed ambasadą USA w Ankarze dokonał działacz skrajnej organizacji lewicowej - oświadczył szef MSW Turcji Muammer Guler. Dodał, że może chodzić o Rewolucyjny Front-Partię Wyzwolenia Ludu (DHKP-C) lub o inną nielegalną grupę.
Media tureckie podały tożsamość domniemanego zamachowca - według nich był to członek DHKP-C, 30-letni Ecevit Sanli, który w przeszłości odbył wyrok więzienia.
W zamachu napastnik zginął. Śmierć poniósł też ochroniarz placówki dyplomatycznej, który strzegł bocznego wejścia do kompleksu - poinformował ambasador USA w Ankarze Francis Ricciardione. Jedna osoba - kobieta - została ciężko ranna, istnieje zagrożenie dla jej życia - podał dziennik "Today's Zaman".
Nikt nie przyznał się dotychczas do przeprowadzenia ataku.
Premier Turcji Recep Tayyip Erdogan potwierdził w tureckiej telewizji, że był to zamach samobójczy i zaapelował do społeczności międzynarodowej o wspólne działania na rzecz walki z "elementami terrorystycznymi".
Do wybuchu przed ambasadą doszło ok. godz. 13.15 (godz. 12.15 czasu polskiego). Agencja Associated Press podała, że bomba eksplodowała wewnątrz punktu kontrolnego przy bocznym wejściu do ambasady, nie powodując większych uszkodzeń samej placówki. Na miejsce zdarzenia skierowano kilka karetek i wozy strażackie.
Amerykańska ambasada w Ankarze jest silnie strzeżona i znajduje się w pobliżu kilku innych placówek dyplomatycznych, m.in. Francji i Niemiec. Departament Stanu USA poinformował, że współpracuje z turecką policją w sprawie zamachu.
Dziennik "Hurriyet" podał, że zamach bardzo przypominał atak samobójczy przeprowadzony przez DHKP-C jesienią zeszłego roku na posterunek policji w Stambule. Zginął wówczas policjant i zamachowiec, który jak ogłoszono, był członkiem DHKP-C.
Przed niespełna dwoma tygodniami policja turecka zatrzymała 85 osób podejrzewanych o związki z DHKP-C, w tym prawników z organizacji, która broniła bojowników skrajnej lewicy.
DHKP-C, uznawana za organizację terrorystyczną przez UE i USA, jest odpowiedzialna za wiele zamachów bombowych, w tym samobójczych, oraz podpaleń w Turcji. Jednocześnie - przypomina Associated Press - serię zamachów w przeszłości przeprowadzili w Turcji kurdyjscy separatyści z Partii Pracujących Kurdystanu (PKK) oraz islamscy bojownicy powiązani z Al-Kaidą.
W reakcji na piątkowy zamach konsulat Wielkiej Brytanii zaapelował do brytyjskich przedsiębiorstw działających w Turcji o zachowanie nadzwyczajnej ostrożności. Konsulat USA w Stambule ostrzegł obywateli amerykańskich, podróżujących po Turcji lub mieszkających tam, by zachowali ostrożność i unikali miejsc, gdzie doszło do aktów przemocy, a także demonstracji i większych zgromadzeń.
Turcja wyrosła na jednego z najsurowszych krytyków reżimu w Syrii, gdzie od blisko dwóch lat trwa wojna domowa. Władze Turcji zwróciły się do NATO o rozlokowanie na jej terytorium baterii systemu antyrakietowego Patriot dla ochrony przez ewentualnym atakiem z Syrii. W sobotę Sojusz ogłosił, że pierwsza z baterii jest już zdolna do działań bojowych, a pozostałe osiągną ten stan w najbliższych dniach. (PAP)