- Biskupi to model upierdliwego rodzica – powiedział upierdliwy filozof i były dominikanin.
22.01.2013 09:36 GOSC.PL
- W społeczeństwie obywatelskim biskupi nie mają uprawnień, by być sędziami całości. A jeśli to robią, to trzeba powiedzieć, żeby się odczepili. Żeby przestali nas pouczać, bo sobie tego nie życzymy, bo to nieprzyjemne – orzekł dziś w TOK FM prof. Tadeusz Bartoś, teolog i filozof, były dominikanin. - To model upierdliwego rodzica - mówił o biskupach.
Bartoś narzeka też na protekcjonalny ton listów pasterskich i oskarża hierarchów, że „mówią do całego społeczeństwa”. – Biskupi dają sobie autorytet. Są biskupami, ale mówią do całego społeczeństwa. Być może nie jesteśmy głupsi od biskupa. Być może jest odwrotnie. W imię czego biskup będzie się wymądrzał? – oskarżająco zastanawia się eks-zakonnik.
Werdykt zapadł, Najwyższy Trybun Rzeczpospolitej Bartosiowej orzekł, a teraz biskupi powinni grzecznie schylić głowy, zarumienić się ze wstydu na twarzy i w pokornym komunikacie KEP przeprosić obywatelskie społeczeństwo, że uzurpują sobie prawo do narzucania Polakom swojego zdania…
No właśnie, właśnie. Ale czy narzucają? Profesor doskonale wie, jaka jest rola biskupów w Kościele. I zdaje sobie sprawę jak funkcjonuje społeczeństwo obywatelskie. Wie również, jaka jest władza prawodawcza biskupów w Polsce. Żadna. Biskupi w rozumieniu prawa świeckiego nie mają żadnej władzy, bo nie dysponują aparatem przymusu. Nie słyszałem, żeby w ostatnich latach duchowni wtrącili kogoś do przykościelnych lochów za niezastosowanie się do zaleceń jakiejś instrukcji KEP, ani nawet za publiczną krytykę listu pasterskiego.
Przemawiają do całości społeczeństwa? Listy pasterskie są czytane w kościołach, nie w Sejmie, nie w telewizji publicznej, ani nawet nie w TOK FM. Co prawda Bartoś wspomina, że także w katolickich mediach, ale jak sam dobrze wie i rozumie, są to media prywatne i na ogół korzystają z nich właśnie katolicy. I nikt ich do tego nie zmusza. A że w listach pojawiają się oceny moralne, dotyczące funkcjonowania społeczeństwa? Nic Bartosiowi do tego. W sensie prawnym, z perspektywy społeczeństwa obywatelskiego, opinie te nie są wiążące. Mają taką samą wartość, jak opinia jakiegokolwiek dziennikarza lub innej osoby publicznej. I nikt ich słuchać nie musi. Oczywiście inaczej wygląda rzecz z perspektywy katolika, bo dla niego biskup jest pasterzem. Katolik będzie z uwagą śledził wskazania Episkopatu, bo wie, że może otrzymać (i otrzymuje) w nich wiele cennych wskazań. Ale nawet prawo kościelne nie czyni biskupów nieomylnymi. I o tym Bartoś również wie. A wypowiada się tak, jakby nie wiedział.
Atak na formę listów? Że siermiężne, bez polotu, czasem usypiające jak kołysanka? OK, czasem i tak bywa. Tyle że, Panie Profesorze, to nie jest powód, żeby podważać ich sensowność. Bo przy tych wszystkich zarzutach, tak się jakoś dziwnie składa, że nasi biskupi wciąż twardo stoją na straży podstawowych praw moralnych, na straży Dekalogu. Wtedy, gdy bronią prawa do życia, rodziny, godnych warunków życia i pracy każdego człowieka. I właśnie dlatego jesteśmy skłonni wybaczyć, że jeden czy drugi list niekoniecznie łapie się na Nobla z literatury. Zresztą Konstytucja RP też z polotem napisana nie jest, ale jej jakoś Profesor nie kwestionuje.
Ilekroć słucham tego typu ataków Bartosia, tyle razy mam wrażenie, że facet chce nas po prostu zrobić w konia. Tadeusz Bartoś nie jest dorywczym krzykaczem i karierowiczem, dla którego pomarańczowe logo Palikota stało się okazją, by dorwać się na krótki czas do koryta. Nie jest też rozżalonym, byłym ubekiem, który nie potrafi pogodzić się z upadkiem swojej ukochanej komuny i wypisuje mity na łamach pewnego nieklerykalnego czasopisma. Tadeusz Bartoś to człowiek inteligentny i dobrze wykształcony. Człowiek, który świetnie zna realia życia Kościoła. Zna, tylko przedstawia je fragmentarycznie, okrojone, przez pryzmat swojej rezygnacji. Przedstawia w ten sposób obraz zafałszowany. Bo niekompletny. A czasem zupełnie nieprawdziwy. I nie wierzę, że robi to nieumyślnie. Jest na to zbyt inteligentny.
Profesor oskarża biskupów, że mają się odczepić od ocen społeczeństwa. A może tak w drugą stronę: niech Tadeusz Bartoś się odczepi i przestanie w końcu oceniać, stawiać się w roli autorytetu od spraw wszelakich, a szczególnie Kościoła. Kościoła, który mógł zmieniać jako duchowny, sam jednak zrezygnował z takiej możliwości. I nikt go do tego nie zmuszał.
Wojciech Teister