To Jezus ma podać rękę. Ja tylko jestem materialnym Jego uobecnieniem.
Jesienno-zimowy czas nie służy. Pogrzeby jeden za drugim. Każda śmierć jest inna. Czasem nagła i niespodziewana, czasem spodziewana, choć nie teraz. Czasem wyzwalająca, ale nie w porę. Każda jakoś nie w porę. U Krystyny byłem w rytmie odwiedzin chorych. Przychodziłem do niej od dawna. Najpierw była nadzieja zdrowia, potem była walka o przeżycie, zawsze był spokój. Jej życie było aktywne i pracowite – dom, działka, króliki. A dla nich trzeba było trawy i zapasu na zimę. Pracowała także w plebańskim ogrodzie (z dobrego serca). Cieszyłem się, gdy stosy niepotrzebnej trawy zabierała dla królików. Zawsze gotowa do pomocy. Aż ją choroby przytrzymały. Mocno. No i byłem u niej ten ostatni raz. „Babcia wybudziła się po trzech dniach” – mówi wnuczka. Nie zdziwiłem się. Wiele razy widziałem, jak ktoś leżący bez przytomności odzyskuje ją na przyjście Jezusa w komunii. Bóg ma swoje sposoby, by człowieka zbudzić. Chyba że ktoś na Boga nie czekał nigdy. Ona swoją cichą wiarą czekała zawsze. Leży z oczami wbitymi w sufit, zda się nieobecna. Ja swoje wiem – świadoma, słysząca, ucieszona w głębi ledwo kołaczącego serca. Krótka rozmowa z bliskimi, milczenie z Krystyną. Milczy jej gasnące ciało, ale Jezus słyszy to milczenie.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Ks. Tomasz Horak