Socjolog Ewelina Wejbert-Wąsiewicz, zarzucając przeciwnikom aborcji ideologiczne zacietrzewienie, sama manipuluje językiem.
09.01.2013 09:56 GOSC.PL
- Zdarza się, że badacze zajmujący się kwestią aborcji są pod wpływem ideologii i konstruują swoje narzędzia badawcze w sposób ideologiczny (np. naukowcy związani ze środowiskiem kościelnym, psychologowie i psychiatrzy z KUL czy UKSW). Niektórzy w swych pracach naukowych stosują liczne techniki perswazji. Inni przemycają elementy ideologii w postaci konstrukcji języka, operacjonalizacji pewnych pojęć – powiedziała w wywiadzie udzielonym TOK FM socjolog dr Ewelina Wejbert-Wąsiewicz. Święte słowa, pani doktor – choć zamiast podawać za przykład „naukowców związanych ze środowiskiem kościelnym”, wolałbym przyjrzeć się pod tym kątem pani wypowiedziom.
Zdaniem pani Wejbert-Wąsiewicz walkę o język używany w sporze o aborcję wygrali jej przeciwnicy, w dużej mierze dzięki Kościołowi. Twierdzi ona, że „słowo ciąża, etymologicznie kojarzone z obciążeniem i trudem, zastąpione zostało zwrotem >wewnątrzmaciczny rozwój dziecka< lub >stan błogosławiony<. Dziecko rozwija się w >łonie<, a nie w >macicy<. W miejsce terminu >kobieta ciężarna< pojawiło się słowo >matka<. Przerywanie ciąży, aborcja to >zabójstwo<, >morderstwo<”. Także „terminy >embrion< czy >płód< zastąpione zostały zwrotami >poczęte dziecko<, >dziecko nienarodzone<, >niemowlę<, >mały chłopczyk/dziewczynka<, >dziecko w łonie matki<”. Już słowo „zastąpiono” świadczy manipulacji, której dokonuje naukowiec: pojęcie „embrion” nie jest pierwotne względem pojęcia „dziecka”, podobnie jak „macica” względem „łona”. Wręcz przeciwnie – zarówno „embrion”, jak i „macica”, pochodzące z języka specjalistyczno-medycznego, weszły do powszechnego obiegu stosunkowo niedawno. W mowie potocznej prawie nie występują, są ludzie, którzy nawet nie wiedzą, co one znaczą – i właśnie dlatego chwyt ten może być skuteczny, bo odczłowiecza on dziecko, czyni z niego abstrakcyjny „embrion”. Wiem, że osoby z tytułami uwielbiają używać trudne słowa, brzmiące mądrzej w uszach prostaczków, niż te, których używają na co dzień – kojarzenie ich z nauką nie czyni ich automatycznie bardziej odpowiednimi dla dyskusji. To raczej uporczywe narzucanie jako jedynie dopuszczalnych używania pojęć medycznych w debacie publicznej świadczy o ideologicznym skrzywieniu.
Pojęcie „aborcja”, można uznać za w miarę neutralne. Jednak dopóki pani socjolog nie wynajdzie sposobu na wznowienie przerwanej ciąży, które oznacza – i temu zwolennicy legalności aborcji nie mogą zaprzeczyć – także przerwanie życia dziecka/embrionu, trudno będzie uznać to pojęcie, za neutralne. Podobnie suflowane przez dziennikarkę pojęcia „aborter” jest jak najbardziej adekwatne dla określenia lekarza dokonującego aborcji. Lekarza przeprowadzającego trudną operację nazwiemy ginekologiem nawet, jeśli po godzinach trudni się aborcją, ale aborcji dokonuje on już jako aborter, nawet jeśli tego procederu uczy się na studiach medycznych. Aborcja bowiem nie leczy i dlatego trudno dokonywującego jej nazwać w danym momencie lekarzem – równie dobrze jako lekarz mógłby otwierać słoik z dżemem, lub parkować samochód. Jeśli ginekologom przeszkadza nazywanie ich aborterami, niech przestaną przeprowadzać aborcje.
Pani Wejbert-Wąsiewicz brzydko bawi się także imputując przeciwnikom legalności aborcji, jakoby działali z niskich pobudek i nie dostrzegali problemów kobiet, w przeciwieństwie do Wandy Nowickiej, która – co podkreśla z przykrością – „utożsamiana jest z dyskursem feministycznym. Feminizm w Polsce nie cieszy się popularnością, co wynika z historyczno-kulturowych uwarunkowań, w tym walki o niepodległość kraju, polskiego kultu maryjnego i mitu Matki Polki”. Ponadto wytykając „drugiej stronie” stosowanie techniki sepizacji, czyli unieważnianie czyichś problemów (kolejna manipulacja w wywiadzie – o tym, że aborcja jest „problemem zastępczym” zdecydowanie częściej od zdeklarowanych przeciwników legalności aborcji mówią zwolennicy status quo), sama stosuje argument ad hominem, umniejszając głos mężczyzn w dyskusji na omawiany temat. - Politycy to też głównie mężczyźni. W mediach głos kobiet również jest marginalizowany. W programach telewizyjnych, radiowych jako eksperci wypowiadają się politycy i księża, którzy w ciążę nie zachodzą – mówi socjolog. Jak się nie ma argumentów, bezpośrednio atakuje się przeciwnika – a przecież danego argumentu ani mocniejszym, ani silniejszym nie czyni to, kto go wypowiada. Zresztą także kobiety wypowiadają się przeciwko aborcji.
Denerwującym zwyczajem mediów jest pytanie o opinie na temat ważnych kwestii kompletnych dyletantów, osób znanych z tego, że są znane, lub od których oczekuje się jedynie wywołania skandalu. Jednak większe przerażenie budzą we mnie wypowiedzi osób wykształconych, ekspertów w swoim fachu, cynicznie wykorzystujących swój autorytet dla poparcia jedynie słusznej ideologicznie tezy.
Stefan Sękowski