W rozmowach o Funduszu Kościelnym konkretów nie ma, ale dalsze dyskusje są zapowiadane. Najwyższy czas, aby coś ustalić.
Także ostatnie spotkanie obu zespołów konkordatowych – rządowego i kościelnego – z grupą ekspertów, które miało szansę być rozstrzygające, nie przyniosło przełomu. Nawet zapowiadana przez ministra Michała Boniego wspólna nota nie ujrzała światła dziennego. Może to świadczyć o tym, że albo pomysł był chybiony, albo spisanie tego, co udało się do tej pory ustalić, nastręczało zbyt wiele problemów. Spróbujmy więc podsumować, do czego po roku rozmów obie strony doszły. Wydaje się, że strona rządowa odeszła od nieroztropnych zapowiedzi premiera Tuska, aby likwidację Funduszu Kościelnego załatwić aktem jednostronnym, narzuconym przez rząd stronie kościelnej. Takie działanie oznaczałoby złamanie prawa. W artykule 22 konkordatu punkt 2 umieszczono bowiem zapis, że obie zainteresowane strony (państwo i Kościół) utworzą komisję, która się zajmie „koniecznymi zmianami” w zakresie stworzenia modelu określającego relacje finansowe obu stron. Zatem takiej ułomnej ustawy, nawet gdyby spotkała się z poparciem w parlamencie, prawdopodobnie nie podpisałby prezydent RP. Dobrze się więc stało, że strona rządowa z tej drogi zrezygnowała i przystąpiła do rozmów.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Andrzej Grajewski