Kotliński & Ryfiński – Eks-ksiądz biblista i Armand Cywilizator uczą naród o sztuce, czyli co to za bohomazy wiszą na Jasnej Górze?
13.12.2012 13:38 GOSC.PL
Tu już nie chodzi nawet o lewicowy charakter ruchu człowieka, który jeszcze parę lat temu wydawał prawicowy „Ozon”. Tu już nawet nie szokuje antyklerykalny rys partii Janusza Palikota. O zdrowy rozsądek chodzi. Bo tylko skrajny ignorant, albo człowiek przesiąknięty bezgraniczną, ślepą nienawiścią do chrześcijan może powiedzieć, że ikona jasnogórska, która wedle „najmłodszych” datacji ma ponad 700 lat, a być może i 2000, to bohomaz. A tak poczynają sobie panowie posłowie, reprezentanci społeczeństwa, wybrani w wyborach światli przedstawiciele narodu Armand Ryfiński & Roman Kotliński.
Obaj panowie stanęli w obronie człowieka, który przed kilkoma dniami chciał zniszczyć obraz Czarnej Madonny. Kotliński – były ksiądz i naczelny antyklerykalnego tygodnika fantasy o półprawdziwym tytule „Fakty i mity” – przeszedł sam siebie, tłumacząc, że obrona profanatora wynika z szacunku do wszelkich uczuć religijnych, również częstochowskiego farbiarza. Przy okazji Kotliński zarzuca katolikom, że kult obrazów jest bałwochwalstwem, „jednym z najbardziej potępianych w Biblii”. Łzy wzruszenia wyciska ten pokaz wierności eks-księdza słowom Pisma. Och, że też nie jest już takim gorliwym obrońcą innych nauk z Pisma płynących.
Wtóruje mu Armand Ryfiński, znany w kręgach „Racji polskiej lewicy” znawca sztuki, specjalista od bizantyjskich ikon w Ruchu Palikota, który wizerunek jasnogórski nazywa bohomazem. Być może zacny poseł niosąc kaganek laickiej oświaty i cywilizacji w polskim ciemnogrodzie przeoczył drobniuteńki fakt: prócz tego, że obraz Czarnej Madonny ma szczególne znaczenie dla katolików, jest równocześnie jednym z najcenniejszych dzieł sztuki na terenie naszego kraju. Niejedno światowe muzeum chciałoby mieć w swojej ekspozycji taką ikonę.
Wygłosił więc Armand Cywilizator mowę, w której spostrzega z błyskiem w oku, że wprawdzie Jerzy D. „rzucił w kierunku tego bohomazu, ale go nie uszkodził w żaden sposób, bo chroniła go pancerna, kuloodporna szyba”. Ciekawe czy tą samą argumentację zastosowałby, gdyby jakiś nadgorliwy skrajny prawicowiec rzucił puszką farby w siedzącą w samochodzie ikonę polskiego ruchu LGBT (a choćby i polityczną), ale jej nie uszkodził, bo szyba auta była akurat zamknięta?
Ach ta christianofobia...
Wojciech Teister