Religia. Prawie cztery wieki temu, gdy rozwijały się myśli reformackie, biali bracia dominikanie przybyli do Klimontowa strzec wiary. Założone wtedy Bractwo Różańcowe nieprzerwanie trwa do dziś jako duchowy bastion.
Prawie jak dominikański habit na wzgórzu klimontowskim bieleje stary klasztor. Miejsce to wybrali sami zakonnicy, zaproszeni w te rejony przez Jana Zbigniewa Ossolińskiego. Umiejscowienie okazało się nieprzypadkowe. – Założeniem było, aby kościół był zauważalny, rozpoznawalny, wyeksponowany. Widok klasztoru z oddali był jak dzisiejszy billboard reklamowy. Informował, że tu są zakonnicy, że tutaj jest przestrzeń sakralna. Co ciekawe, widoczny jest sam kościół, klasztor jest niejako ukryty w cieniu świątyni – wyjaśnia ks. Andrzej Rusak, diecezjalny historyk sztuki. Dominikańskie konwenty w tamtym czasie były miejscami powrotów na łono Kościoła tych, którzy się wiary wyrzekli czy zaparli. – Były zazwyczaj poza miastem, zawsze otwarte, i to dla każdego, szczególnie dla zagubionych, szukających drogi powrotu lub pokutujących za odstępstwo – dodaje ks. A. Rusak. Można by powiedzieć, że taką pokutą lub symbolem powrotu do katolicyzmu stał się klimontowski klasztor dla samego fundatora, nawróconego z kalwinizmu, który szczególnie mocno propagowali przodkowie Jana Ossolińskiego, Hieronim.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Ks. Tomasz Lis