Kiedyś lewica wszystko tłumaczyła „walką klas”. Dziś tę rolę przejęło gender.
04.12.2012 16:30 GOSC.PL
Niedawno przeczytałem kuriozalną wiadomość. W projekcie raportu „o eliminacji stereotypów płciowych z UE”, który został złożony przez skrajnie lewicowego holenderskiego europarlamentarzystę, znajdują się propozycje, by z programów szkolnych wyeliminować materiały, które pokazują mężczyzn i kobiety w ich tradycyjnych rolach, jako ojców i matki, bowiem materiały takie mają się przyczyniać do dyskryminacji płciowej.
Projekt nie ma szans na zwycięstwo w Europarlamencie, bo nawet tam wywołał sprzeciw, ale pokazuje jakie spustoszenia w ludzkich głowach może poczynić zbyt mocna wiara w ideologię gender.
Cóż to właściwie jest gender? To tzw. płeć kulturowa, czyli zmieniające się w czasie i przestrzeni przypisywanie określonych ról społecznych obu płciom. Jak każda baśń, również gender zawiera ziarno prawdy. Rzeczywiście bowiem inaczej postrzega się role społeczne kobiet i mężczyzn na przykład w Iranie i w USA. Inaczej też wyglądało to choćby w średniowieczu, a inaczej teraz. Nauka zajmowała się tym zagadnieniem od dawna, w ramach etnografii i historii kultury. W ostatnich kilkunastu latach uznano jednak problem gender za tak poważny, że wyodrębniono osobny przedmiot zwany „gender studies”, który zgłębiany jest już na wszystkich uniwersytetach w świecie zachodnim, także w Polsce. Co kryje się za tą niebywałą karierą „gender studies”? Opinię, że to sprawka wyłącznie środowisk homoseksualnych, które dzięki relatywizacji pojęcia rodziny chcą propagować swój model życia, uważam za powierzchowną. Moim zdaniem problem tkwi głębiej.
Naturalnym dążeniem człowieka jest poszukiwanie jakiejś stałej „busoli”, podstawowych wskazań filozoficznych i etycznych, którymi można się kierować. U ludzi wierzących rolę tę pełni religia. Niewierzący, nawet jeśli deklarują kompletny relatywizm, głosząc, że każdy ma swoją prawdę, podświadomie tęsknią za jakąś ideą, która tłumaczyłaby w sposób w miarę prosty i zrozumiały skomplikowaną rzeczywistość. Stąd niebywała niegdyś kariera dwóch „wytrychów” do rozumienia świata, opartych na myśli Karola Marksa: materializmu dialektycznego i materializmu historycznego. Marks słusznie uważał, że ekonomia ma spory wpływ na funkcjonowanie wszystkich społeczeństw teraz i w przeszłości. Opracował wiele pojęć, takich jak „walka klas”, „baza i nadbudowa” czy „stosunki produkcji”, które składały się na spójny system analizy. Wszystko byłoby w porządku, gdyby przemyślenia Marksa traktować jako jeden z wielu sposobów refleksji nad funkcjonowaniem społeczeństw. Ideolodzy marksistowscy uczynili jednak z materializmu dialektycznego i historycznego jedyny i konieczny sposób oglądania świata. Każdy uczony specjalizujący się w naukach humanistycznych w tzw. krajach realnego socjalizmu musiał posługiwać się analizą marksistowską. Inaczej jego pracę uznawano za nienaukową i bezwartościową poznawczo. Doprowadzono to do absurdu. Walką klas tłumaczono dosłownie wszystko: od funkcjonowania partii politycznych po kulturę i sztukę. „Filozofia marksistowska” i „Ekonomia polityczna” stały się obowiązkowymi przedmiotami na wszystkich kierunkach studiów. Oczywiście państwa komunistyczne narzucały takie myślenie naukowcom, było jednak wielu takich, którzy „zaczadzili się” urokiem prostego tłumaczenia świata. Dziś pewnie wstyd byłoby się im do tego przyznać.
Marksistowska ideologia została zarzucona wraz z bankructwem intelektualnym komunizmu. I oto teraz, niepostrzeżenie, jej miejsce zajęła ideologia gender. Okazuje się, że tak jak kiedyś wszystko próbowano tłumaczyć walką klas, tak teraz wszystko można tłumaczyć „walką płci”, czy może raczej „dyskryminacją” i „równouprawnieniem”, bo język słów-kluczy w międzyczasie się zmienił.
Jest więc coraz więcej ludzi, którzy naprawdę wierzą, że przypisywanie określonych ról społecznych kobietom i mężczyznom determinuje każdą sferę życia społeczeństw. Tego właśnie dowodzą uczeni specjalizujący się w „gender studies”. Gender wpływa – ich zdaniem – na politykę, gospodarkę, kulturę… Jeśli tak jest, należy wszystkie wysiłki skierować właśnie tam. Lewica zawsze marzyła o zmianie świata, o stworzeniu „nowego człowieka”. Markiści wierzyli, że kluczem do tego jest ekonomia. Uważali, że jeśli wprowadzą komunistyczną „obfitość dóbr” to wszyscy ich pokochają i będą myśleć tak jak oni. No i porzucą religię, jako niepotrzebną już „pozostałość starej nadbudowy”. „Genderowcy” natomiast wierzą, że najważniejsze są role społeczne płci. Jeśli rozbiją te tradycyjne i wprowadzą nowe, „postępowe”, cała reszta zmieni się również, niejako automatycznie. Stąd ten wielki nacisk na „gender studies” i nieustanne próby obrzydzenia ludziom tradycyjnego modelu rodziny. To walka o rząd dusz. Prawa gejów są tylko jednym z wielu elementów tej układanki.
Leszek Śliwa