Nowy rządowy program „Mieszkanie dla Młodych” to pomysł na pokaz, który nie zmieni sytuacji rodzin szukających lokum dla siebie.
30.11.2012 12:43 GOSC.PL
Gdy wygasa program „Rodzina na swoim”, rząd bierze się za zastąpienie go innym rozwiązaniem, mającym, przynajmniej w teorii, pomóc młodym ludziom wejść w posiadanie własnego M. „MdM” różni się od „RdS” i w większym stopniu niż swój poprzednik stanowi sposób na nabicie kabzy budowlańcom.
Do tej pory budżet państwa dopłacał do odsetek z kredytów zaciągniętych na poczet kupna mieszkania przez młodych ludzi. Pierwotnie chodziło jedynie o młode małżeństwa, jednak parlament zdecydował, by katalog osób mających prawo do skorzystania z dopłat poszerzyć o osoby samotne. Jednocześnie obniżył koszt metra kwadratowego mieszkania, do którego podatnicy mieliby dopłacać. To radykalnie obniżyło liczbę osób korzystających z „RdS”, gdyż znalezienie mieszkania spełniającego warunki graniczyło z niemożliwością.
Tym razem dopłaty nie będą dotyczyły odsetek, ale części wkładów własnych – rodzina lub singiel otrzymają jednorazowo 10 proc. tej kwoty, która powiększy się o dodatkowe 5 proc., jeśli rodzina będzie miała co najmniej jedno dziecko. Jeśli w ciągu pięciu lat beneficjentom urodzi się trzecie lub kolejne dziecko, otrzymają następne 5 proc.
Te pieniądze będzie można uzyskać jedynie wówczas, gdy kupi się mieszkanie na rynku pierwotnym (z programu wyłączone są również domy jednorodzinne). I to, obok możliwości korzystania z programu przez osoby samotne, budzi największe wątpliwości. „MdM” gwarantuje bowiem szybki zastrzyk finansowy firmom zajmującym się budową nieruchomości, przy czym mieszkania „używane” cieszą się większym wzięciem, przede wszystkim ze względu na cenę.
Nie sądzę, by utrzymywanie limitów cenowych przekonało deweloperów do obniżki cen mieszkań, gdyż obecne limity są tak niskie, że budowa domów za taką cenę nie będzie się opłacała. Program ten pomaga rodzinom i z niewyjaśnionych przyczyn także osobom samotnym w stopniu iluzorycznym, gdyż mało kto będzie mógł z niego skorzystać. A jeśli nawet skorzysta, to jego wybór będzie wypaczony przez arbitralne faworyzowanie rynku pierwotnego względem rynku wtórnego. Tak czy owak – to pomysł na pokaz, który sytuacji rodzin szukających lokum dla siebie nie zmieni.
Stefan Sękowski