Wczorajszy wyrok trybunału strasburskiego jest ważny, bo jest kamieniem, na którym potknęli się zwolennicy tzw. „prawa do aborcji”.
14.11.2012 10:48 GOSC.PL
Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu ma dość wyjątkową funkcję. I nie chodzi tylko o to, że sprawuje on międzynarodowy nadzór nad przestrzeganiem praw człowieka od Lizbony po Władywostok. Rzecz także w tym, że wprowadza on swego rodzaju prawo precedensowe do systemów prawnych, które go nie znają. W Polsce - i nie tylko w Polsce - kwestie, dotyczące praw obywateli zasadniczo regulowane są w drodze ustaw, uchwalonych przez parlament. Pojedyncze rozstrzygnięcia sądowe nie tworzą prawa. Tymczasem orzeczenia trybunału strasburskiego - także te dotyczące Polski - w pewnym sensie tworzą prawo precedensowe. Praktycznie polega to na tym, że trybunał ma władzę nakazania państwu, by zmieniło przepisy, które sędziowie ze Strasburga w jakiejś pojedynczej sprawie uznali za sprzeczne z prawami człowieka.
To uprawnienie trybunału starają się wykorzystać do swoich celów zwolennicy tak zwanego prawa do aborcji. Piszę: „tak zwanego”, bo żaden powszechnie obowiązujący pakt praw człowieka - w tym Europejska Konwencja Praw Człowieka, która jest podstawą orzekania trybunału strasburskiego - nie mówi o żadnym prawie do aborcji (zabijania dzieci nienarodzonych). Przeciwnie: mówi o prawie do życia.
Zwolennicy legalności aborcji próbują jednak wyszarpać dla siebie jak najwięcej; pilotują w trybunale strasburskim sprawy, co do których mają nadzieję, że staną się precedensami, które choć w jakiś cząstkowy sposób będą działać na korzyść owego „prawa do aborcji”.
Tak można rozumieć wspieranie w Strasburgu przez Federację na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny skargi Alicji Tysiąc, sprawy RR (skarga na niewykonanie badań prenatalnych i odmowę aborcji dziecka z zespołem Turnera) oraz sprawy „Agaty” z Lublina. W tych procesach proaborcjonistom udało się osiągnąć przynajmniej częściowo satysfakcjonujące orzeczenia.
W rozstrzygniętej we wtorek sprawie Z. przeciw Polsce to się nie udało. O co chodziło? „Polka zmarła na skutek odmowy legalnej aborcji” - grzmiała federa w tytule tekstu, opublikowanego na jej stronie internetowej w przeddzień wydania wyroku. Gdy się jednak wczytać w opublikowaną tamże historię zmarłej, to widać, że tytuł ten jest - delikatnie mówiąc - przesadzony. Jest to bowiem historia 25-letniej kobiety, która w ciąży cierpiała na wrzodziejące zapalenie jelita grubego. Lekarze starali się uratować i matkę, i dziecko. Niestety, ani jedno, ani drugie się nie udało. Matka zmarłej kobiety, która złożyła skargę do Strasburga, uważała, że gdyby jej córka nie była w ciąży, to być może leczono by ją inaczej i być może zostałaby uratowana. A aborcja? Opublikowana na stronie federy historia leczenia kobiety nie zawiera nawet wzmianki o tym, by ktokolwiek domagał się aborcji. A jednak feministki zinterpretowały cały dramat po swojemu, pisząc: „zmarła, ponieważ odmówiono jej przeprowadzenia legalnej aborcji”.
Rozumiem zatem, że ogólny wniosek feministek jest następujący: żeby chronić życie kobiet w Polsce, trzeba im zapewnić dostęp do aborcji. Nie bardzo wiadomo, w jaki sposób aborcja miałaby ratować życie kobiet. Także w opisywanym przypadku samo przeprowadzenie aborcji nie uratowałby życia pacjentki. Ostatecznie to wrzodziejące zapalenie jelita, a nie ciąża, było powodem jej cierpień. Gdyby nie było innego sposobu na ratowanie życia kobiety, lekarze mogliby zgodnie z polskim prawem leczyć ją w sposób, który mógłby zaszkodzić dziecku. Żadna zmiana polskiego prawa nie jest do tego konieczna. Byłby to stan wyższej konieczności.
Do rozważenia byłaby tu co najwyżej kwestia ewentualnego błędu lekarskiego. Sprawa ta była sprawdzana pod kątem odpowiedzialności karnej i zawodowej lekarzy. Niczego takiego nie stwierdzono. Także trybunał strasburski nie dopatrzył się złamania praw pacjentki ani przez leczące ją szpitale, ani przez organa, badające tę sprawę po jej śmierci.
Podsumowując: odrzucając skargę, trybunał strasburski dał sygnał, że rzekome „prawo do aborcji” nie jest konieczne do ratowania życia kobiet. To cieszy, zwłaszcza, że w poprzednich wyrokach trybunał nie zawsze był przychylny obrońcom życia.
Jarosław Dudała
Redaktor serwisu internetowego gosc.pl
Dziennikarz, z wykształcenia prawnik, były korespondent Katolickiej Agencji Informacyjnej w Katowicach. Współpracował m.in. z Radiem Watykańskim i Telewizją Polską. Od roku 2006 r. pracuje w „Gościu Niedzielnym”. Jego obszar specjalizacji to problemy z pogranicza prawa i bioetyki. Autor reportaży o doświadczeniach religijnych.
Kontakt:
jaroslaw.dudala@gosc.pl
Więcej artykułów Jarosława Dudały