– O Piłsudskim w naszym domu nie mówiło się inaczej, jak tylko „wujek Józek”. Tak się złożyło, że rodziny taty i mamy były z nim zaprzyjaźnione – mówi Adolf Zmaczyński, potomek znamienitego rodu, o bogatych tradycjach walki niepodległościowej.
Na Wileńszczyznę przybyli z Małopolski na długo przed zawarciem Unii polsko-litewskiej, zapewne już w XIII wieku. Majątki, jakich się tutaj dorobili, zostały skonfiskowane za udział w powstaniu listopadowym. – Nie były one wielkie. To zaledwie 1000 ha. Czymże to było wobec wielkich posiadłości kresowych magnatów? – mówi skromnie Zmaczyński. – Ale od czasu, kiedy poprzez carskie restrykcje zubożeliśmy, przedstawiciele rodziny postawili na wykształcenie – dodaje. Pradziadek Jan postanowił studiować medycynę. Został kardiologiem. Należał do ówczesnej elity intelektualnej, którą w znacznej mierze na terenach Imperium Rosyjskiego stanowili wówczas Polacy. Nie tylko leczył ludzi. Dbał o to, by w rodzinie przekazywane były tradycje narodowe. Wierzył, że ojczyzna odzyska w końcu niepodległość.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Ks. Rafał Starkowicz