Polska to jedyny kraj, w którym narodowe święto czci się bijatykami i burdami.
06.11.2012 10:34 GOSC.PL
Zbliża się 11 listopada, a mnie przechodzą ciarki po plecach. We wszystkich normalnie funkcjonujących państwach święto narodowe jest okazją do patriotycznych uroczystości i pogodnej zabawy. Tylko u nas kojarzy się ono z biegającymi po ulicach stolicy zamaskowanymi bandytami z pałami w rękach, płonącymi samochodami i policyjnymi kordonami. Czy znowu czeka nas to samo? Pewnie tak, bo lewica zapowiada, że „faszyzm nie przejdzie”, a prawica nawołuje do masowego udziału w Marszu Niepodległości.
W tym roku dodatkowo będziemy mieli jeszcze jeden marsz, bo taką formę uczczenia święta zaproponował także prezydent Bronisław Komorowski. To wyjątkowo nietrafiony pomysł. Policja, która miała masę roboty z zabezpieczaniem Marszu Niepodległości, teraz będzie musiała większość sił skierować do ochrony prezydenta. Rezultat? Po ulicach stolicy będą podążać pochody polityków otoczone kordonami policji, a między nimi grupki bojówkarzy spróbują wywołać burdy. A normalne, zwykłe rodziny w trosce o swe bezpieczeństwo zamkną się w domach i nerwowo będą zerkać zza firanek, czy czasem ich samochodu nie podpala jakiś zapalony „manifestant”. Czy tak ma wyglądać narodowe święto?
Prezydent powiedział, że nie jest za zakazem marszów, bo każdy ma prawo wyrazić „co mu w duszy gra”. Niestety niektórym tak gra w duszy, że powstaje kocia muzyka.
Uważam, że władze stolicy powinny bezwzględnie zakazać 11 listopada wszystkich marszów o charakterze politycznym. Jeśli ktoś chce demonstrować o coś, za czymś, czy przeciwko czemuś, ma na to ponad trzysta innych dni w roku. W święto narodowe powinny się jednak odbywać tylko:
I koniec, kropka! Żadnej polityki i ideologii. Chociaż w ten jeden dzień.
Leszek Śliwa