Na dzień przed wyborami prezydent USA Barack Obama i jego rywal Mitt Romney w rekordowym tempie przemierzają tysiące mil, aby odwiedzić jak najwięcej stanów i przekonać do siebie niezdecydowanych wyborców. Sondaże wciąż nie pozwalają przewidzieć zwycięzcy.
Obama odwiedza w poniedziałek Wisconsin, Iowa i Ohio, czyli kluczowe dla zwycięstwa tzw. swing states - stany, w których szanse obu kandydatów są wyrównane. Wszystkie trzy położone są na amerykańskim Środkowym Zachodzie w pobliżu Wielkich Jezior, czyli w regionie uważanym za "mur ochronny" prezydenta przeciw ofensywie Romneya. Szczególnie w Ohio Obama jest popularny dzięki uratowaniu przed bankructwem ważnego w tym stanie przemysłu samochodowego.
Prezydent podróżuje w poniedziałek w towarzystwie Bruce'a Springsteena, który występuje z nim na wiecach. Słynny rockman pochodzi z robotniczej rodziny i od dawna jest fanem Obamy. Kampanię poparcia dla demokratycznego polityka prowadzi też były prezydent Bill Clinton, niezmiernie popularny wśród Demokratów i niezależnych wyborców.
Romney także przyjechał w poniedziałek do Ohio; ma tam wygłosić przemówienie w stolicy stanu, Columbus. Wcześniej kandydat Republikanów odwiedził Florydę i Wirginię. We wtorek wieczorem przybędzie do New Hampshire.
Na spotkaniach z wyborcami Romney wylicza ostatnio niespełnione obietnice Obamy. Przypomina, że prezydent zapowiadał zmniejszenie bezrobocia do 5,2 proc. (obecnie wynosi ono 7,9 proc.), a także przyrzekał redukcję deficytu budżetowego, który podwoił się za kadencji prezydenta.
Kandydat Partii Republikańskiej (GOP) wypomina też Obamie, że obiecywał "epokę pojednania ponad podziałami", rządy we współpracy z Republikanami, a tymczasem - jak powiedział na wiecu na Florydzie - prezydent odrzucił propozycje kompromisów i prowadził politykę wyłącznie na podstawie programu własnej partii.
Romney nie wspomina, że Republikanie od początku torpedowali w Kongresie niemal wszystkie ważniejsze inicjatywy Obamy, a lider republikańskiej mniejszości w Senacie Mitch McConnell powiedział wkrótce po objęciu przez niego rządów, że celem jego partii jest "zapewnić, by Obama pozostał prezydentem jednej kadencji".
Na wiecach Obama podkreśla swoje dokonania w ostatnich czterech latach i wytyka Romneyowi, że stale zmienia poglądy, by dopasować je do elektoratu, o którego poparcie zabiega.
"Wiecie, czego możecie ode mnie oczekiwać. Mówię to, co myślę, i myślę to, co mówię" - powiedział na jednym z wieców.
Według najnowszego sondażu dziennika "Washington Post" i telewizji ABC News na Obamę chce głosować 49 proc. prawdopodobnych wyborców (tj. takich, którzy deklarują, że na pewno wezmą udział w wyborach), a na Romneya - 48 proc.
Sondaż Pew Research Center wskazuje na jeszcze większą przewagę prezydenta: w stosunku 48 do 45 proc. Sondaż telewizji CNN przeprowadzony w niedzielę wieczorem wykazał remis: obaj kandydaci mieliby otrzymać po 49 proc. głosów.
Obama prowadzi jeszcze wyraźniej w kilku kluczowych stanach "wahających się", takich jak Ohio, Nevada i Wisconsin, chociaż jego przewaga nie jest w nich tak duża jak w poprzednich wyborach prezydenckich w 2008 r.
Do pewnego wzrostu poparcia dla prezydenta w ostatnich dniach przyczynił się huragan Sandy, który dał mu okazję do wykazania się przywództwem i podkreślił rolę rządu federalnego w sytuacjach kryzysowych. Przyznał to nawet doradca byłego prezydenta George'a W. Busha Karl Rove i były przewodniczący GOP Haley Barbour.
Konserwatyści twierdzą jednak, że poparcie dla Romneya jest większe, niż to sugerują sondaże. Wskazują także na to, że wiele gazet, i to w kluczowych stanach "swingujących", które w 2008 r. poparły Obamę, obecnie popiera Romneya.
W swych artykułach redakcyjnych za kandydatem republikańskim opowiedziały się m.in. takie liberalne dzienniki jak nowojorski "Daily News", główny dziennik w stanie Iowa "Des Moines Register", "Orlando Sentinel" na Florydzie oraz "Wisconsin State Journal" w stanie Wisconsin.