"Sobór nie zniósł łaciny, która nadal pozostaje językiem liturgicznym Kościoła rzymskiego, ale jedynie dopuścił języki narodowe ze względu na duchowy pożytek wiernych" – zaznacza w wywiadzie dla KAI ks. prał. dr Mateusz Matuszewski.
Wydaje mi się, że sobór niezwykle mocno postawił akcent na to, że liturgia jest misterium paschalnym.
– To źle czy dobrze?
Bardzo dobrze!
– Bogu dzięki! Cała liturgia Kościoła to celebrowanie misterium paschalnego, bo liturgia to spotkanie uczniów ze swoim Zmartwychwstałym Panem.
Dokonuje się ono w trzech cyklach: dobowym (codzienna Eucharystia, do której prowadzą godziny kanoniczne Liturgii godzin), tygodniowym (z Eucharystią w niedzielę jako cotygodniową Paschą) i rocznym (Triduum Paschalnym jako szczytem roku kościelnego i „uroczystością nad uroczystościami”). Bardzo pięknie mówił o tym papież Paweł VI, na którym spoczywał trudny obowiązek czuwania nad wprowadzaniem w życie postanowień soboru.
W cyklu dobowym tak zrewidowano i uproszczono godziny kanoniczne, by odpowiadały współczesnym warunkom i rytmowi życia, zachowywały „prawdę” pory, na którą są przewidziane, i aby sprawowane w języku ojczystym przynosiły duchowy pożytek modlącemu się Liturgią godzin, którym teraz może być każdy wierny, a nie tylko ksiądz.
W cyklu tygodniowym oczyszczono niedzielę, tak by wyraźnie jaśniała wielkanocnym światłem. Wreszcie – co było najważniejsze, przywrócono właściwe rozumienie i celebrowanie Triduum Paschalnego, przypominając, że nie są to ważne dni, przygotowujące do Wielkanocy, ale że są to dni najważniejsze, bo to już jest Wielkanoc. Wielkanoc bowiem to doroczna pamiątka odkupienia, czyli pamiątka męki (Wielki Piątek), śmierci (Wielka Sobota) i Zmartwychwstania Chrystusa (Wielka Niedziela).
Jeśli ktoś pamięta, że Wigilia paschalna, najważniejsza Msza roku i główna Msza Zmartwychwstania Pańskiego, była dawniej celebrowana w sobotni poranek, najczęściej z garstką ludzi, przy bocznym ołtarzu, bo w głównym była dekoracja Grobu Pańskiego, i płacze za tamtymi latami, to bardzo przepraszam, ale zupełnie nie rozumiem tej osoby. A może ta osoba zupełnie nie rozumie, czym jest chrześcijańska liturgia? Czy rzeczywiście strzelanie przez ministrantów z karbidowych puszek i przewracanie się strażaków przy Grobie to lepszy sposób na ogłoszenie wielkanocnej nowiny od śpiewu „Exsultet” przy płonącym paschale, na rozpoczęcie nocnej liturgii, w noc, „która nie zna zachodu”?
Jak Ksiądz ocenia realizację reformy liturgicznej w Polsce? Prymas Wyszyński był chwalony za rozwagę i roztropność w jej wprowadzeniu.
– Należę do grupy ludzi, którzy z wdzięcznością myślą o kardynale Wyszyńskim za tę taktykę. Jeżeli jakiegokolwiek działania liturgicznego nie poprzedza dobre przygotowanie i permanentne wychowywanie liturgiczne, każda reforma skazana jest na niepowodzenie, a każda celebracja wadliwa.
Dam przykład. Zgodnie z posoborowymi normami podczas Mszy św. z sakramentem małżeństwa zarówno nowożeńcy, jak i ich świadkowie mogą przyjąć komunię św. pod obiema postaciami. W tak ważnym momencie życia otrzymują pełnię znaku eucharystycznego, by jeszcze lepiej zrozumieć, że ich małżeńskie przymierze jest zanurzone w misterium paschalnym, w przymierzu Chrystusa z Kościołem, przypieczętowanym wydaniem całego siebie za Kościół i wylaniem najdroższej Krwi.
Ale w tych samych normach jest powiedziane, że taki sposób udzielenia komunii może mieć miejsce tylko po uprzednim przygotowaniu teologicznym narzeczonych oraz świadków, a także po wyjaśnieniu, czym jest taka komunia, zgromadzonym na ślubie. Jeżeli duchowny tak udzieli komunii, ale nie poprzedzi tego wspomnianym przygotowaniem uczestników, osiągnie opłakany skutek. Otrzymujący komunię zestresują się tylko niezrozumiałym przebiegiem obrzędu, a oglądająca z ławek publiczność skomentuje: „Nieźle zapłacili, skoro nawet wina dał im się napić”.
Ta sama zasada rozwagi obowiązuje przy wprowadzaniu całej posoborowej reformy i kardynał Wyszyński skrupulatnie jej przestrzegał.
Mówi się, że u nas reforma była wprowadzana wolniej, bo byliśmy zacofani cywilizacyjnie.
– Jest w tym trochę racji. Zachód, wolny od komunistycznego reżimu, miał nieograniczony dostęp do środków przekazu i zdobyczy techniki. Kiedy tam korzystano z kserografów, u nas pracowite siostry przepisywały teksty na maszynach, kopiując je przez bibułkę. Nie było wolnej prasy katolickiej oraz innych mediów, i nawet księgi liturgiczne musiały otrzymać zgodę cenzury; a przede wszystkim nie było „prawdziwych” pieniędzy, więc księgi liturgiczne drukowano w Paryżu czy Ratyzbonie. To wszystko bardzo spowalniało pracę nad wdrażaniem reformy. Ale zapał do jej urzeczywistnienia był w Polsce ogromny. Wystarczy posłuchać, jak wspominają lata 60. i 70. starsi polscy liturgiści czy ojcowie benedyktyni z Tyńca.
Czyli nie tylko roztropność prymasa, lecz także zapóźnienie cywilizacyjne przyszło w sukurs?
– Chyba tak. Pamiętać też musimy, że kardynał Wyszyński był już człowiekiem starszym i mając bogate doświadczenie duszpasterskie z najtrudniejszego okresu powojennego dla Kościoła, dostosowywał tempo reform do naszej mentalności religijnej i naszych możliwości.
Co nam nie wyszło we wprowadzaniu reformy liturgicznej w Polsce?
– Nie ma takiej kwestii, o której moglibyśmy powiedzieć, że nic nam nie wyszło z jej urzeczywistnienia. Zwłaszcza że reforma posoborowa wciąż jeszcze trwa. Możemy być zadowoleni z wykonanego dzieła i gotowi do dalszego doskonalenia. Teraz, kiedy mamy już prawie wszystkie księgi liturgii posoborowej i tyle możliwości technicznych, musimy pamiętać, że priorytetem jest wychowanie i duszpasterstwo liturgiczne.
Marzę też o lepszym uporządkowaniu przestrzeni sakralnej. Nasze nieestetyczne prezbiteria, ołtarze zastawione, czym się da, bardziej przypominające babciny kredens niż stół Ostatniej Wieczerzy, tandetne pulpity zamiast solidnej ambony – stołu Słowa Bożego, brak miejsca przewodniczenia i niezgodna z duchem liturgii sztuczność (sztuczne świece, kwiaty). Edukacja liturgiczna i doświadczanie liturgii w dobrze zorganizowanym zgromadzeniu powinny zaowocować jeszcze większym poczuciem, że liturgia jest czynnością w najwyższym stopniu świętą, którą należy sprawować z największą czcią oraz pietyzmem.