W przekonanie, że duch człowieka wciela się po śmierci powtórnie, a proces może się wielokrotnie powtarzać, wierzy dziś jedna czwarta mieszkańców Europy.
Co zdumiewające, wierzy w to aż 32 proc. Polek i Polaków (OBOP, luty 2009). To najwyższy odsetek na Starym Kontynencie. Marcin Jakimowicz rozstrzyga pytanie o to, czy wiarę w wędrówkę dusz można pogodzić z Ewangelią Jezusa Chrystusa, wskazując na konkretne orzeczenia Kościoła odnoszące się do teorii reinkarnacji.
Poza tym w numerze:
Obudzić sumienie [Joanna Bątkiewicz-Brożek]
- Jeśli miałabym kolejne dziecko z wadą genetyczną, urodziłabym po raz drugi. Żałujemy dziś tylko, że straciliśmy trzy czwarte ciąży na strach i załamywanie się. Bo wystarczyło, by ktoś na samym początku powiedział, że nie musimy się bać, że nie jesteśmy sami, że aborcja to niejedyne wyjście. I nazwał rzeczy po imieniu: zabijecie dziecko – opowiada w najnowszym „Gościu” mama, która urodziła dziewczynkę z zespołem Edwardsa. Rodzice, którzy w trakcie ciąży słyszą diagnozę wady genetycznej u dziecka, na ogół otrzymują jedną propozycję: zgodna z prawem aborcja. Ci, którzy aborcji nie biorą pod uwagę słyszą, że nie poradzą sobie, że zostaną z problemem sami, że nie ma innej drogi. Wzruszające historie dwóch rodzin, które miały szczęście otrzymać pomoc dowodzą, że istnieje inna droga.
Strach siedzi w mózgu [Tomasz Rożek]
Dlaczego tak trudno pozbyć się fobii? Dlaczego tak trudno wytłumaczyć sobie, że pająki, ciemny pokój, zamknięta przestrzeń, duża wysokość nie są tak straszne, na jakie wyglądają? Polscy naukowcy znaleźli odpowiedź. Eksperymenty polskich uczonych opisano w prestiżowym czasopiśmie Amerykańskiej Akademii Nauk PNAS. Uczeni byli w stanie śledzić reakcję na bodziec strachu pojedynczych komórek nerwowych w mózgach zmodyfikowanych genetycznie szczurów. Wyniki ich badań stanowią przełom w leczeniu zaburzeń strachu u ludzi. Wymyślone przez warszawskich naukowców metody badawcze pomogą opracować nowe schematy terapeutyczne.
Zróbmy komuś zupę [Marcin Wójcik]
„Zdejmują marynarki, krawaty, zakładają fartuchy i gotują obiad dla bezdomnych. Przyczyniają się w ten sposób do ograniczenia emisji egoizmu na świecie. Przy okazji uświęcają siebie” – pisze Marcin Wójcik w reportażu o wolontariuszach z jadłodajni przy ul. Miodowej w Warszawie. Wolontariusze to ludzie różnych profesji, aktywni zawodowo, studenci, na emeryturze i bezrobotni, którzy, chociaż to coraz trudniejsze, poświęcają swój czas innym. Gotują zupę. Codziennie inna grupa. Na brak wolontariuszy nie narzekają. Mówią że zupa to praca zespołowa, wspólne dzieło, które łączy wolontariuszy.