Luteranie obchodzą Święto Reformacji. A ja? Mam swoją reformację?
31.10.2012 15:55 GOSC.PL
Luteranie obchodzą dziś Święto Reformacji. Przyznam, że jako katolik mam z tym pewien problem. Już sama nazwa brzmi dla mnie boleśnie. Bo co tu świętować? Rozłam? Jedno z najpoważniejszych zgorszeń jakie spowodowali chrześcijanie (obawiam się, że z obu stron barykady)? Boli. Nawet bardzo.
Szukam sensu tych wydarzeń i moje myśli błądzą gdzieś między Wittenbergą, a Augsburgiem. Widzę Lutra, palącego papieską bullę. I ból zaczyna mieszać się z gniewem. Nie mógł zaczekać? Przecież był zakonnikiem! Ślubował posłuszeństwo. Wiedział, że nic dobrego z tego nie wyniknie. A może nie wiedział? Albo zwyczajnie szczere intencje odnowy Kościoła przegrały z pysznym przekonaniem, że właśnie on - Marcin Luter - ma być tym, za sprawą którego potrzebna reforma się dokona? Pytania bez odpowiedzi.
Mogę zadawać je w nieskończoność. I analizować, szukać winnych. Tylko co mi z tego przyjdzie? Większe nerwy i frustracja. Szukam więc metody, jak sobie poradzić z kłopotliwym dla mnie świętem.
Może trzeba spojrzeć na to z innej perspektywy niż historyczna? Albo historyczny problem jakoś zaktualizować? Luter chciał reformy. Termin pochodzi od łacińskiego czasownika re-formo/re-formare. Czyli ponownie ukształtować, odnowić. Jakiej odnowy potrzebuje Kościół? Nieustannej. Zarówno na płaszczyźnie instytucjonalnej, wspólnotowej jak i indywidualnej. I uczciwie patrząc, najwięcej mam do zrobienia w tej trzeciej przestrzeni. Mam swoją reformację? Czy jej w ogóle potrzebuję?
Co roku u progu Wielkiego Postu słyszę słowa „Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię”. To nic innego jak wezwanie do reformacji. Tyle, że osobistej. Czy ja się nawracam? Czy reformuję swoje wnętrze? Właśnie w Kościele dostaję do tego konkretne narzędzia: spowiedź, post, rekolekcje.
Obym i ja miał swoje Święto Reformacji.
Wojciech Teister