Skoro pracownicy ministerstwa odpowiedzialni za pomoc Białorusi sobie nie radzą, to jak jest z odpowiedzialnymi za inne zadania?
26.10.2012 12:36 GOSC.PL
W ostatnich dniach polskie media obiegły informacje o kompromitujących wpadkach ministerstwa spraw zagranicznych. Najpierw „Rzeczpospolita” pisała o wysłaniu białoruskim opozycjonistom PIT, później „Gazeta Wyborcza” o tym, że na amerykańskich stronach internetowych od miesięcy wisiały informacje na temat pomocy rozwojowej udzielanej organizacjom pozarządowym, m.in. na Białorusi i Ukrainie.
Jednocześnie dowiadujemy się, że rzecznik prasowy ministerstwa spraw zagranicznych Marcin Bosacki usiłował naciskać na redakcję „Rzepy” by swojego materiału nie publikowała. Gazeta miała bowiem w ten sposób… szkodzić białoruskim opozycjonistom. Jest to kompletne nieporozumienie – nikt KGB nie musi podpowiadać, że do osób znajdujących się na celowniku służb wysłano informacje o ich działalności na terenie Polski, zwłaszcza, że na kopertach, w których wysłano informacje finansowe, widniał znak polskiego MSZ. Raczej chodziło tu o wizerunek ministra Radosława Sikorskiego i podległego mu resortu.
Seria wpadek w zakresie pomocy białoruskiej opozycji każe zastanowić się nad tym, czy wynikają one z głupoty osób za nie odpowiedzialnych, czy mamy do czynienia ze świadomym sabotażem. Polska jest nieformalnym przedstawicielem UE w kontaktach z Mińskiem, które są bardzo napięte i trudne. Balansując na linie trzeba brać pod uwagę zarówno moralny obowiązek wsparcia uciśnionych i tych, którzy chcą rozwoju białoruskiego skansenu, jak i konieczność współdziałania z reżimem Łukaszenki, który nie powinien zostać postawiony wobec alternatywy jeszcze bliższego związania się z Moskwą. Tą drażliwą kwestią nie powinni zajmować się ani dyletanci, ani ludzi, co do których lojalności nie można mieć absolutnej pewności.
Jesteśmy państwem demokratycznym, w którym wolne media pełnią funkcję kontrolującą władzę. Rolą prasy nie jest cichy wywiad i informowanie o niedociągnięciach tylko tych, którzy są za nie odpowiedzialni, ale ich nagłaśnianie. „Nie ten ptak zły, co własne gniazdo kala, lecz ten, co mówić o nim nie pozwala”. Zamiast atakować „Rzeczpospolitą” za rzekomy brak patriotyzmu, pracownicy MSZ powinni się raczej zastanowić nad tym, czy zadanie wsparcia Białorusinów w ich wolnościowych dążeniach ich nie przerosło.
Jest jeszcze jeden wątek tego problemu: skoro taki bałagan panuje w departamencie odpowiedzialnym za pomoc Białorusi, to jaki panuje w innych? Polityka wizerunkowa nigdy nie zakryje realnych problemów w kluczowym resorcie, jakim jest MSZ.
Stefan Sękowski