Trzej księża zostali uprowadzeni na wschodzie Demokratycznej Republiki Konga. Są to należący do zgromadzenia pasjonistów: Jean Pierre Ndulani, Edmond Kisughu i Anselme Wasukundi.
Uzbrojeni napastnicy porwali ich 19 października wieczorem z klasztoru w Mbau, leżącego na terenie diecezji Butembo-Beni. Policja rozpoczęła poszukiwania. Przypuszcza się, że za porwaniem stoi jedno z ugandyjskich ugrupowań rebelianckich, zapuszczających się coraz częściej na tereny sąsiedniego Konga. W ostatnich miesiącach znacznie nasiliły się porwania, co sprawia, że miejscowa ludność żyje w coraz większym strachu.
„Kościół jest w szoku po tym, co się stało” – powiedział miejscowy ordynariusz, bp Paluku Sikuly Melchizedech. Wezwał policję, wojsko i siły bezpieczeństwa do podjęcia zdecydowanych działań na rzecz szybkiego uwolnienia uprowadzonych księży. Przypomniał zarazem, że powszechny brak bezpieczeństwa wywołany jest coraz większą słabością instytucji państwa.
Potwierdzeniem tych słów jest najnowszy raport opracowany przez oenzetowską misję stabilizacyjną w Kongu MONUSCO. Wynika z niego, że na Wschodzie działa aż 30 różnego rodzaju rebelianckich ugrupowań. Problem pogłębia fakt, że są wśród nich zarówno rwandyjscy jak i ugandyjscy żołnierze. „Kongijskie społeczeństwo coraz bardziej doświadcza skutków braku jakiegokolwiek autorytetu i bezsilności władzy. Krajem rządzi ulica” – pisze agencja Fides wskazując, że taki stan rzeczy sprawia, iż w tym afrykańskim kraju od lat nie decyduje prawo, ale ten, kto w danym momencie ma większą siłę. Taka sytuacja na pewno nie sprzyja budowaniu pokoju i stabilizacji.