Zdaniem Magdaleny Środy jednym ze środków zwiększenia dzietności jest... popularyzacja antykoncepcji.
10.10.2012 16:20 GOSC.PL
Co środę nie mogę wyjść ze zdziwienia, że osoba uchodząca za wytrawnego filozofa w swojej publicystyce nie potrafi wyjść poza ideologiczne komunały. Magdalena Środa w cotygodniowym komentarzu dla „Gazety Wyborczej” bierze się tym razem za ostatni List Pasterski na temat rodziny.
- Polska stoi przed jednoznacznym wyborem, albo będziemy się upierać przy "tradycyjnej, hierarchicznej rodzinie", edukacyjnej pruderii w sprawach seksualnych i głoszeniu, że miejsce matki jest w domu, przy dziecku, albo postawimy na promocję rodziny partnerskiej, na edukację seksualną, a przede wszystkim na żłobki i przedszkola – pisze filozof. Oczywiście druga droga jest tą, która według pani Środy będzie skutkowała… zwiększeniem dzietności w Polsce.
Nie będę wdawał się w poważną dyskusję z tezą (postawioną w tym samym tekście), iż pozytywny wpływ na dzietność miałoby mieć zwiększenie dostępności środków antykoncepcyjnych, dopóki pani Środa nie przedstawi mi materiału dowodowego na rzecz twierdzenia, iż kawał o jeżu w fabryce prezerwatyw wcale nie jest śmieszny. Chętnie zapoznałbym się także z faktami przemawiającymi za stwierdzeniem, że Kościół jest przeciwny finansowaniu żłobków i przedszkoli, czy równemu podziałowi obowiązków w małżeństwie, albo że z katolickiej nauki wynika, że kobiety nie powinny pracować zarobkowo. Ktoś mądry stwierdził kiedyś, że uprzedzenia to mądrość ignoranta – i niestety w tym miejscu należy pani profesor zwyczajnie ignorancję wypomnieć.
Kościół ani nie jest przeciwny pracy zarobkowej kobiet, ani żłobkom, czy przedszkolom. Problem w tym, że feministki pokroju Magdaleny Środy są za. To znaczy: nie chcą one dać kobietom możliwości wyboru, czy chcą zostać w domu i zajmować się wychowywaniem dzieci, czy jednak pójść do pracy, co wiąże się z reguły z koniecznością pozostawienia dziecka pod obcą opieką. One wiedzą najlepiej, jak kobieta musi się realizować.
Problem szczególnie ze żłobkami (z przedszkolami mniej) nie polega przede wszystkim na tym, że jest ich mało, ale na tym, że prędzej czy później prawie każda kobieta jest zmuszona pójść do pracy, by wspólnie z mężem zarabiać na utrzymanie. Nie zostawi dziecka z babcią, bo babcia też zazwyczaj pracuje i będzie pracowała jeszcze kilka-kilkanaście lat. I tak Kongres Kobiet pomyślał o tym, żeby matki mogły zostawiać dzieci pod opieką obcych w żłobkach, ale z tym, że przez podniesienie wieku emerytalnego skorzystanie z pomocy ważnej instytucji, jaką jest babcia i dziadek, jest utrudnione, milcząco się pogodził.
Z drugiej strony pani Środa nie zauważyła w swoim tekście innego czynnika, który wpływa na spadek urodzeń i rozpad rodziny: nieodpowiedzialność mężczyzn, którzy coraz częściej zamiast wziąć ślub i wziąć odpowiedzialność za drugą (i trzecią, i czwartą, i…) osobę, wolą zmieniać kobiety jak rękawiczki lub latami żyć na kocią łapę, czekając, aż wreszcie się wyszumią i „będą gotowi na małżeństwo”. I na to akurat pomysły pani Środy mają wpływ, bo gdyby je zrealizować, zwiększyłyby podaż darmowego seksu „bez zobowiązań” dostarczanemu mężczyznom przez „panie samych siebie”, korzystających z antykoncepcji. W nadziei, że skoro kocha, to w końcu się oświadczy – i wtedy będą mieć dziecko.
Stefan Sękowski