Pamiętam takie spotkania, takie przekazy wtedy w Moskwie: proszę państwa, proszę się dobrze zastanowić, bo w Polsce nie będzie już szans na otwieranie trumien. Bo takie są procedury, takie są przepisy sanitarne – wspomina w wywiadzie dla „Wprost” dziennikarka telewizyjnej „Panoramy” Joanna Racewicz, żona Pawła Janeczka, oficera BOR, który zginął w Smoleńsku.
Racewicz nie pamięta czy taki przekaz płynął od Ewy Kopacz, Tomasza Arabskiego czy któregoś z polskich konsulów. - Ale takie zdanie padło. […] I teraz, kiedy słyszymy, że przecież nikt nam nie zabraniał otwierania trumien w Polsce, czuję się okłamana. […] Są tacy, którzy mówią, że na tym wielkim bezmiarze tragedii mogły się zdarzyć pomyłki. Drudzy, że tych pomyłek jest za dużo i one się układają w potworną łamigłówkę. […] Nie wiem, dlaczego tak długo kazano nam wierzyć w godz. 8.56. W pierwszym tomie akt znajdują się zeznania pana porucznika z wieży kontroli lotów na Okęciu. O 8.42 dostał sygnał od pilotów z Jaka, że TU- 154M spadł.[...] Dlaczego mówiono więc, że samolot spadł o 8.56? […] Nie znam się na mechanice, ale destrukcja tego samolotu, nie zgadza się z siłami, które tam działały. On spadł z kilku metrów. Byłam tam. Wygląda jak ściśnięta puszka po coli – opowiada Joanna Racewicz.
jdud, wprost.pl