Słowo dojrzewa w ciszy
Zaraz za zakrętem piaszczysta droga rozszerza się w leśną polanę z pagórkiem porośniętym starymi modrzewiami, świerkami i lipami. Na szczycie ceglana kapliczka z figurą Matki Bożej Brzemiennej. Niżej – źródło i oznaczone na pniach drzew stacje drogi krzyżowej. Jest zupełnie cicho, choć wiatr nie ustał, a w obejściu leśniczówki gonią się szczenięta. Ścieżką przechodzą dwaj robotnicy. Wolno snuje się dym z pękniętego komina. Na ławce pod kapliczką, za plecami babć, które od czterdziestu minut bezgłośnie odmawiają Różaniec, młoda kobieta karmi piersią dziecko. Mężczyzna ustawia się tak, żeby osłonić ją przed ludźmi i wiatrem. Nie znam miejsca, w którym duch czystości byłby obecny wyraźniej niż tutaj. Matemblewo – maleńkie gdańskie sanktuarium, połączone z domem samotnej matki, klasztorem sióstr kanoniczek Ducha Świętego, domem rekolekcyjnym i kościołem. Figura na wzniesieniu przedstawia Maryję jako ciężarną dziewczynę, pełną wewnętrznej radości i pokoju. Madonna delikatnie się uśmiecha, ubrana jest w czerwoną suknię z podwiniętymi rękawami i falujący na wietrze niebieski płaszcz. W dłoni trzyma białą lilię. Bosymi, wspartymi na księżycu stopami przydeptuje pełzającego węża. Sanktuarium w Matemblewie ustanowili oliwscy cystersi na pamiątkę cudu, który dokonał się w tym miejscu zimą 1769 roku. Młody stolarz z pobliskiej Matarni szedł nocą do Gdańska po lekarza dla ciężko chorej żony, oczekującej rozwiązania. W połowie drogi stracił siły i upadł na śnieg. Czując, że nie zdoła wypełnić swojej misji, zaczął gorąco modlić się do Maryi Dziewicy. Nagle ujrzał postać kobiety otoczoną niezwykłym blaskiem. Nieznajoma poradziła mu, żeby zawrócił, bo jego żona już urodziła i czuje się dobrze. Kiedy dotarł do domu, szczęśliwa żona opowiedziała mu o wizycie „jasnej panienki”, która, podkasawszy rękawy, pomogła jej urodzić dziecko. Podobno sąsiedzi szczęśliwego stolarza postanowili uczcić to wydarzenie po swojemu. Nocą wykradli figurę z matemblewskiego wzgórza i przenieśli ją do kościoła w Matarni. Doskonale ich rozumiem, bo to moi przodkowie z parafii św. Walentego. Lokalny patriotyzm nie został jednak zaspokojony. O świcie figura odnalazła się w miejscu cudu, jakby nikt jej stamtąd nie zabierał. Do Matemblewa pielgrzymują głównie ludzie z kłopotami małżeńskimi, rozpustnicy, alkoholicy, także ci, którzy nie mogą mieć własnych dzieci lub obawiają się o nie w związku z powikłaniami ciąży. Samotne matki z maleńkimi dziećmi można czasem zobaczyć w ogrodzie albo u stóp świętej figury. W niedziele ludzie przychodzą tutaj całymi rodzinami. Co roku organizowane są w pobliżu sanktuarium festiwale „Młodzi i miłość”. W tym cudownym miejscu młodzieńcza niewinność miesza się z pamięcią prywatnych nieszczęść – ze łzami porzuconych, niewytrwałych, zbrukanych grzechem. W powietrzu krąży jednak jakaś zdumiewająca radość, duch, który sprawia, że wszystkie te nieszczęścia są mało ważne wobec uśmiechu Madonny, wobec Jej miłości i miłości Jej Syna. Ludzie przychodzą tu brudni, lecz wychodzą stąd oczyszczeni, jakby Matka Boża udzielała im swego dziewictwa. Grzechy przestają ciążyć. W ciszy Matemblewa dojrzewa Słowo obietnicy.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Wojciech Wencel