W Nowym Jorku nie kupisz dużej coca-coli. Za to swobodnie możesz zabić dziecko.
Kupowanie dużej coca-coli będzie obecnie w Nowym Jorku zakazane, nadal natomiast będzie tam wolno zabijać nienarodzone dzieci – zwracają uwagę obrońcy życia. Tak komentują przyjęty niedawno przez władze metropolii, uważanej za niechlubną amerykańską „stolicę aborcji”, zakaz sprzedaży słodkich napojów gazowanych w rozmiarze „supersize”. Ma to być element walki z chorobą otyłości.
Tymczasem Michelle Tyrrell z organizacji Bound4Life zwraca uwagę, że miasto bardziej interesuje się napojami niż ludzkim życiem. Przypomina, że odsetek aborcji w Nowym Jorku jest niemal dwa razy wyższy niż w innych regionach USA. Obecnie wynosi on 40 proc., ale w niektórych dzielnicach miasta, np. w Bronxie sięga nawet 48 proc.
Najbardziej zatrważająca jest statystyka dotycząca aborcji wśród nowojorskich Afroamerykanów, która od 2009 pozostaje w praktyce na niezmiennym poziomie około 60 proc. Miejski portal obrońców życia NYC41Percent.com zauważa nawet, że „czarnoskórzy w Nowym Jorku to właściwe wymierający gatunek”. „Czy dotarło to do was? 60 proc. wszystkich afroamerykańskich dzieci jest zabijanych, zanim zdążą złapać oddech, a miasto bardziej przejmuje się tym, czy wybieram słodki napój. Jest to tak niedorzeczne, nielogiczne i bezmyślne, że można by pomyśleć, że to scenariusz jakiegoś kiepskiego filmu” – pisze M. Tyrrell.
Ta obrończyni życia o palestyńskich korzeniach, wychowana w katolickim sierocińcu Betlejem, a potem adoptowana przez amerykańskie małżeństwo, przypomina, że burmistrz Nowego Jorku Michael Bloomberg, walczący zażarcie z otyłością mieszkańców miasta, jest jawnym zwolennikiem przerywania ciąży. „Aborcja zabija 40 proc. potencjalnych obywateli miasta, którzy nigdy nie dorosną, by decydować, czy chcą dużą colę” – zauważa publicystka.