Harissa to ostra pasta paprykowa, mozaika ulubionych przypraw Libańczyków. Taką nazwę nadano też wzgórzu, skąd na kraj cedrów spogląda Maryja. Sanktuarium na Harissie to symboliczny punkt spotkania do niedawna ostrej tu mieszanki... chrześcijan z muzułmanami.
Centrum Bejrutu. Salon urody Lyali. Śniada brunetka pochyla się nad zakochanym w niej mężczyzną, by go ogolić. W salonie ruch, klienci, w tle sączy się arabska muzyka. W pewnej chwili drzwi otwierają się i wchodzi grupa ubranych w liturgiczne szaty chłopaków z księdzem. Niosą figurę Matki Bożej na kobiercu kwiatów. Zapach lakieru do włosów i golidła szybko ginie w woni kadzideł. Milknie muzyka, pracownice i klienci odmawiają „Pod Twoją obronę”. Procesja wychodzi, by przejść kolejną uliczką stolicy Libanu. Ta scena z czarującego komediodramatu pt. „Karmel” w reżyserii Nadine Labaki znakomicie odzwierciedla libańską rzeczywistość, w której religia miesza się z codziennym życiem, a Matka Boża jest adorowana zarówno przez muzułmanów, jak i chrześcijan jako Piękna Pani. W Libanie, gdzie bogactwo styka się z nędzą, a nowoczesne drapacze ze zbombardowanymi kamienicami z czasów niedawnej wojny domowej, po raz pierwszy widzieliśmy wyznawców Mahometa razem z wyznawcami Chrystusa w katolickim sanktuarium. – Tu, na Harissie, łączy nas nasza Piękna Pani – Maryja. To jest nasze światło – przekonywali.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Joanna Bątkiewicz-Brożek