Na ulicach Chartumu tysiące ludzi demonstrują przeciw filmowi obrażającemu islam. Zaatakowano ambasady Wielkiej Brytanii i Niemiec, tę drugą podpalono. Demonstranci skierowali się również pod ambasadę USA.
Tłum wznosi okrzyki "Allah jest wielki", na ulicach płoną opony i amerykańskie flagi. Policja używa gazu łzawiącego, by rozpędzić ok. 5 tysięcy demonstrantów.
"Nie zgadzam się na przemoc, ale wyszedłem na ulicę, ponieważ nikt nie ma prawa obrażać islamu. My, muzułmanie, nie obrażamy waszego Chrystusa" - powiedział PAP student Uniwersytetu Chartumskiego Mosaab.
"Od rana atmosfera w centrum miasta była napięta. Boję się wyjść na ulicę, zamknąłem swój sklep. Nie jest bezpiecznie, przez okno słyszę wściekły tłum i nie wygląda na to, by mieli szybko się uspokoić" - mówi sprzedawca Abbas w rozmowie z PAP.
Zamieszki w Chartumie rozpoczęły się po zakończeniu piątkowych modłów. Z meczetów, których w stolicy Sudanu jest ponad pięć tysięcy, wyszło niemal 2 mln wiernych.
W czwartek rząd Sudanu bardzo mocno skrytykował film obrażający proroka Mahometa. Władze nawoływały do demonstracji i wydalenia z kraju ambasadorów Stanów Zjednoczonych i Niemiec. Podczas spotkania, któremu przewodził prezydent Sudanu Omar el-Baszir, Sudańska Rada Ministrów upomniała Zachód, by zwalczał i potępiał podobne akty obrazy uczuć religijnych, by nie stały się zagrożeniem dla pokoju i bezpieczeństwa na świecie.
Baszir jest pod naciskiem islamistów przekonanych, że kraj zatracił religijne wartości, które były rdzeniem przewrotu wojskowego z 1989 roku. Pucz wyniósł do władzy Baszira, który z islamskiego fundamentalizmu uczynił swe zaplecze polityczne. W latach 90. Sudan wielokrotnie udzielał fundamentalistom wsparcia i schronienia, przez kilka lat gościł również założyciela Al-Kaidy Osamę bin Ladena.