Dwie osoby bardzo ciężko ranne we wtorkowym wypadku polskiego autokaru pod Miluzą są w stanie, który budzi szczególny niepokój lekarzy - dowiedziała się w środę PAP w ambasadzie RP w Paryżu. W stanie ciężkim jest nadal w sumie dziewięciu pasażerów.
Ranni przebywają w szpitalach w czterech miastach wschodniej Francji: Miluzie, gdzie jest zdecydowana większość poszkodowanych, oraz w Strasburgu, Colmarze i Belfort.
Jak poinformował PAP attache prasowy polskiej ambasady Piotr Błoński około godz. 13, w tych francuskich szpitalach, przebywało wciąż 28 hospitalizowanych pasażerów autokaru. W stosunku do dwóch najbardziej poszkodowanych pacjentów lekarze nie chcą w tej chwili rokować. Dziewiątka pasażerów jest w stanie ciężkim, a stan zdrowia 19 innych lekarze określają jako stabilny.
Według Błońskiego, niektórzy spośród lżej rannych pasażerów powinno opuścić szpital w ciągu dnia.
Jak powiedział PAP w środę rano ambasador RP w Paryżu Tomasz Orłowski, żaden z pasażerów ciężko rannych we wtorek w wypadku pod Miluzą nie zmarł minionej nocy. Do szpitali trafiły zaraz po wypadku 32 osoby; stan 11 z nich był wtedy ciężki, w tym 5-6 krytyczny.
Dyplomata sprecyzował, że najciężej ranne osoby, hospitalizowane m.in. w Miluzie i Colmarze, przeszły operacje. Jak poinformował jeszcze we wtorek obecny na miejscu główny lekarz jednostki strażackiej departamentu Górny Ren, Francis Levy, ciężko ranni mieli przede wszystkim "poważne złamania i urazy wewnętrzne".
We wtorek ok. godz. 8 rano piętrowy pojazd wynajęty przez Prywatne Biuro Podróży Sindbad z Opola jadący ze Słubic do Nicei, z 68 osobami, zjechał ze swojego pasa na autostradzie A36 w Alzacji i z niewyjaśnionych powodów wywrócił się.
Według bilansu ofiar z wtorku wieczorem w wypadku polskiego autokaru zginęły dwie osoby. Byli to obywatele polscy. Oprócz Polaków wśród podróżujących autokarem była piątka Ukraińców oraz dwójka Francuzów.
29-letni polski kierowca autokaru staje przed sędzią śledczym w środę o 14.30 - dowiedziała się PAP w konsulacie RP w Paryżu. Mężczyzna usłyszy prawdopodobnie zarzut "nieumyślnego spowodowania śmierci". "To jeszcze nie będzie rozprawa" - zaznaczył w środowej rozmowie z PAP Orłowski, prostując wcześniejsze doniesienia w tej sprawie.
Już we wtorek francuskie organy śledcze przesłuchały Polaka. Zbadano go alkomatem, który nie wykazał obecności alkoholu w wydychanym powietrzu.
Jak podała we wtorek lokalna żandarmeria, cytowana przez AFP, wiele wskazuje na to, że wypadek był spowodowany nagłym szarpnięciem kierownicą przez szofera i użyciem przez niego hamowania awaryjnego.
"Zgodnie z jego (kierowcy) oświadczeniem i innymi dowodami, wydaje się, że kierowca zauważył zjazd z autostrady w ostatniej chwili, a mimo to postanowił skręcić. Nagłość manewru i hamowanie spowodowało wypadek" - wyjaśnił pułkownik Pascal Hurtault, szef żandarmerii w departamencie Górny Ren.
Hurtault wykluczył zmęczenie jako jedną z możliwych przyczyn wypadku, ponieważ - według ustaleń władz - kierowca w momencie katastrofy był w trasie od "mniej niż dwóch godzin".
Biuro Podróży Sindbad poinformowało w komunikacie, że właścicielem autokaru jest firma Albatros z Przemyśla i że autokar miał wszelkie wymagane badania techniczne. Według AFP, francuskie organy śledcze sprawdzają nadal, czy pojazd był w pełni sprawny.