W przyszłym tygodniu Sejm zajmie się projektem SLD ws. powołania - na wzór RPO - rzecznika ds. przeciwdziałania dyskryminacji. Według Ryszarda Kalisza (SLD) urząd jest potrzebny, choćby po to, by odciążyć RPO; politycy innych klubów są jednak sceptyczni.
Jednoznaczne poparcie zadeklarował tylko wiceszef klubu Ruch Palikota Robert Biedroń.
Kalisz, który już drugą kadencję kieruje sejmową komisją sprawiedliwości i praw człowieka, ocenił w rozmowie z PAP, że dyskryminacja dotyczy w Polsce wielu dziedzin życia. "Na szczęście do opinii publicznej dostały się problemy związane z dyskryminacją osób o orientacji homoseksualnej - nie ma chociażby równości co do dziedziczenia. Mamy z dyskryminacją do czynienia chociażby w przypadku mowy nienawiści, ale również ze względu na pochodzenie, rasę" - podkreślił polityk Sojuszu.
Przypomniał jednocześnie, że stworzenie instytucji niezależnego od rządu rzecznika do spraw przeciwdziałania dyskryminacji zaleca Unia Europejska. "Nie ma też żadnych przeszkód do tego, aby kwestiami równościowymi, jak również chociażby przeciwdziałaniu mowie nienawiści zajmował się specjalny urząd poza Rzecznikiem Praw Obywatelskich" - zaznaczył Kalisz.
Jego zdaniem, kompetencje nowego rzecznika w żaden sposób nie kolidowałyby z uprawnieniami RPO. "Praktyka pokazuje, że Rzecznik Praw Obywatelskich zajmuje się wszystkimi prawami obywatelskimi i jego urząd ma niezwykle dużo spraw, a tu po prostu chodzi o to, by dla celów dochowania praw człowieka, zasady równości, ale też efektywności demokracji wykorzystać wszystko, co tkwi w każdym człowieku, czyli w mężczyźnie, kobiecie, osobie niepełnosprawnej, osobie o preferencjach homoseksualnych, czy chociażby osobie innej narodowości" - mówił polityk SLD.
Według propozycji Sojuszu, powoływany przez Sejm na 5-letnią kadencję rzecznik, miałby przeciwdziałać dyskryminacji z powodu płci, rasy, pochodzenia narodowego i etnicznego, religii i przekonań, niepełnosprawności, wieku lub orientacji seksualnej. Stałby na straży przestrzegania zasady równego traktowania oraz zakazu dyskryminacji określonych w konstytucji, dyrektywach UE oraz ratyfikowanych przez Polskę umowach międzynarodowych.
Do jego zadań należałoby m.in. promowanie zasady równego traktowania, a także podejmowanie działań mających na celu eliminowanie dyskryminacji. Miałby też pomagać ofiarom dyskryminacji - chodzi m.in. o bezpłatną pomoc prawną; prowadzić niezależne badania dotyczące zjawisk dyskryminacji; publikować raporty i formułować rekomendacje w zakresie przeciwdziałania dyskryminacji.
Politycy pozostałych klubów parlamentarnych, z którymi rozmawiała PAP, są raczej sceptyczni i powątpiewają, czy ma sens mnożenie instytucji zajmujących się prawami człowieka.
"Moim zdaniem te zagadnienia mieszczą się w zakresie kompetencji RPO. To są przecież te same prawa: prawo do poszanowania, prawo do tego, by nikt nie był wykluczony. Nie wiem więc, czy jest sens powoływania nowej instytucji, zwłaszcza w dobie kryzysu" - powiedziała wiceszefowa klubu PO Małgorzata Kidawa-Błońska. Zastrzegła jednak, że nie ma jeszcze ostatecznej decyzji klubu Platformy w tej sprawie. "Będziemy jeszcze o tym rozmawiać" - zaznaczyła Kidawa-Błońska.
Sceptyczną opinię wyraził również Franciszek Stefaniuk (PSL). "Trudno mi sobie wyobrazić kogoś, kto by mógł bezkonfliktowo zagospodarować ten obszar zarysowany w projekcie ustawy, bo i dyskryminacja w odniesieniu do wieku i dyskryminacja religijna" - powiedział Stefaniuk.
Zdecydowane "nie" projektowi mówi Zbigniew Girzyński (PiS). On również przypomniał, że sprawami związanymi z dyskryminacją zajmują się już istniejące instytucje: RPO i Rzecznik Praw Dziecka. "Powołanie w związku z tym dodatkowego, jeszcze jednego urzędu, byłoby tylko i wyłącznie marnowaniem publicznych pieniędzy" - ocenił Girzyński.
Podobnego zdania jest Marzena Wróbel (Solidarna Polska). "W mojej ocenie nie ma potrzeby tworzenia takiego urzędu, tym bardziej, że podobne zadania ma Rzecznik Praw Obywatelskich. Myślę, że trzeba wzmocnić, także finansowo, RPO, a nie rozdrapywać jego kompetencje" - powiedziała posłanka SP.
Innego zdania jest Biedroń. "Powołanie takiego rzecznika jest dzisiaj w Polsce niezbędne. Ofiary dyskryminacji, ludzie, którzy mają problem z nierównym traktowaniem w Polsce nie mają instytucji, która nie tylko udzielałaby pomocy prawnej, ale naprawdę realnie też monitorowała, raportowała tego typu kwestie" - ocenił Biedroń.
Jego zdaniem, na Rzecznika Praw Obywatelskich nałożono w ostatnim czasie masę nowych obowiązków, nie przyznając mu jednocześnie dodatkowych środków finansowych na działalność. "RPO nie ma też wielu kompetencji, które są niezbędne w realizacji polityki równościowej, np. w udzielaniu pomocy prawnej dla ofiar dyskryminacji" - ocenił wiceszef klubu Ruchu Palikota.
Powołania rzecznika oczekują środowiska zajmujące się walką z dyskryminacją. "Uważam, że to bardzo dobry pomysł - powołanie takiego rzecznika, z sensem oczywiście - z odpowiednim programem i budżetem - na pewno mogłoby spowodować pewne odgórne, strukturalne zmiany. Osoby, które zajmują się tą tematyką wiedzą np., że kobiety średnio zarabiają obecnie w Polsce o 25 proc. mniej niż mężczyźni, więc tego typu kwestie są na pewno jeszcze do uregulowania" - podkreśliła w rozmowie z PAP Yga Kostrzewa ze Stowarzyszenia Lambda, które działa na rzecz środowisk LGTB.
Potrzebę debaty na temat walki z dyskryminacją dostrzega też b. pełnomocniczka rządu ds. równego statusu kobiet i mężczyzn prof. Magdalena Środa, choć - jak zaznacza - inicjatywa powołania rzecznika miałaby sens, gdyby zgłosiła ją PO, po to, by np. wzmocnić pozycję obecnej pełnomocniczki Agnieszki Kozłowskiej-Rajewicz. "Wiadomo, że jak SLD coś zgłasza, to po to, aby było o tym w gazetach. W czasach, gdy SLD rządził, ta tematyka była zupełnie lekceważona" - oceniła prof. Środa.