Trwa robienie ofiary z celebrytki, która złamała prawo.
„Róbta, co chceta” – nawoływał wiele lat temu Jurek Owsiak. A u nas, jak na złość, ciągle konserwatywne społeczeństwo, w którym, według Aleksandra Kwaśniewskiego, rządzą stereotypy. Na przykład taki, że narkomania uznawana jest za grzech.
Najnowsze tygodniki aż huczą od sprawy dotyczącej Kory Jackowskiej i znalezienia w jej mieszkaniu marihuany. Większości z nich przyświecają hasła typu: zostawmy Korę w spokoju, zalegalizujmy marihuanę, marihuana nie uzależnia, alkohol czy papierosy są bardziej szkodliwe, marihuana to nie narkotyk. Przy serwowanych w niewielkich ilościach komentarzach, że marihuana mimo wszystko jest szkodliwa, główny przekaz medialny krzyczy, że powinniśmy unowocześnić prawo i zostawić w spokoju ludzi, którzy nie robią nic złego, tylko „odprężają się”, za co niejednokrotnie są skazywani przez sądy.
Nie dziwi kolejne odświeżenie dyskusji dotyczącej zasadności prawa, które karze za posiadanie marihuany. Dziwi robienie z Kory Jackowskiej ofiary, którą chce się teraz postawić ponad prawem i nie wyciągać względem niej konsekwencji. Artystki bronią nie tylko media, ale i wielu czołowych polityków. W „Newsweeku” można przeczytać dyskusję Aleksandra Kwaśniewskiego z piosenkarką, w której rozmówcy prześcigają się na argumenty ośmieszające zarówno prawo każące za posiadanie „trawki”, jak i jego zwolenników. Ta absurdalna wymiana zdań ma chyba też na celu ośmieszenie samych ją prowadzących. Bo aż oczy przecieram ze zdumienia czytając, że były prezydent RP mówi do Kory: „No cóż, jeżeli mamy w tej rozmowie wystąpić jako specjaliści, to pewnie tak jest, że pani się zna lepiej na marihuanie, a ja lepiej na alkoholu”. Specjalizacja jest sprawą prywatną każdego człowieka. Gdy jednak padają słowa piosenkarki: „ […] jeśli dorosłe dziecko chce na chwilę zmienić sobie sposób postrzegania świata, umówmy się, niezbyt ciekawego i stresującego, to co?”. To zmieńmy prawo, aby „dorosłe dziecko” mogło się „odprężyć”. Zacznijmy od depenalizacji marihuany, potem ją zalegalizujmy, a później zróbmy to samo z pozostałymi narkotykami. Bo przecież, jak mówi A. Kwaśniewski jeśli chodzi o uzależnienie alkoholem, „skala jest nieporównywalnie większa niż w przypadku marihuany”. Sprawmy więc, by liczba palących marihuanę i uzależnionych od niej się zwiększyła. Propagując w mediach obraz „wyluzowanego” tym „nie aż tak szkodliwym” środkiem do niczego innego nie dążymy.
Mam jednak nadzieję, że żyjemy w na tyle „zacofanym kraju”, że granice absurdu nie pofruną tak daleko i nie obudzimy się pewnego dnia w bardzo „odprężonym” społeczeństwie.
Magdalena Markowicz