W sporach z ideowymi przeciwnikami katolicy nie powinni dążyć do ich zniszczenia, lecz przekonywać do naszych racji, nawet jeśli druga strona wypowiedziała nam wojnę.
Światopoglądowy spór między środowiskiem liberalno-lewicowym a katolikami wszedł w Polsce w fazę otwartej wojny. Wypowiedzieli ją liberałowie. Przestali udawać, że chcą debatować, spierać się na argumenty, przekonywać katolików do swoich racji. Uznali, że nadszedł czas, aby nas zniszczyć. Choć środowiska te przejawiają postawę wrogości już od jakiegoś czasu, za symboliczny akt otwartego wypowiedzenia wojny można uznać niebywale agresywny atak naczelnego „News-weeka” Tomasza Lisa na Szymona Hołownię, który w swej publicystyce reprezentuje katolicyzm otwarty na dialog z ideowymi adwersarzami. Jak na te działania wojenne mają zareagować katolicy? Wytoczeniem armat i rozpoczęciem ostrzału? Odgrodzeniem się od świata i zamknięciem w katolickim getcie? A może kapitulacją i oddaniem Polski w ręce światopoglądowych liberałów? Żadne z tych wyjść nie jest dobre. Odpowiedzią na wojenne działania ideowych przeciwników, nawet gdy są bolesne i wywołują cierpienie, a często chęć odwetu, zawsze powinna być wypływająca z miłości próba dialogu, którego celem jest otwarcie na wiarę. Taką drogę wskazał nam Chrystus.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Bogumił Łoziński