Klub Platformy Obywatelskiej złożył zapowiadany od dawna projekt ustawy regulującej funkcjonowanie związków partnerskich. Projekt został skierowany do analizy pod względem zgodności z konstytucją i prawem unijnym.
Projekt autorstwa posła PO Artura Dunina określa związek partnerski jako związek tworzony przez dwoje partnerów - niezależnie od płci - na podstawie umowy związku partnerskiego. Ma być ona zawierana przed notariuszem lub kierownikiem urzędu stanu cywilnego.
Zawarcie związku, analogicznie jak w przypadku małżeństwa, ma skutkować powstaniem wspólności majątkowej, obejmującej przedmioty nabyte przez partnerów w czasie jego trwania.
Projekt Dunina uprawnia też partnerów do dziedziczenia po sobie - na takich samych zasadach jak po żonie lub mężu - pod warunkiem, że upłynął rok od zawarcia umowy związku partnerskiego. Rozwiązać umowę będzie można w sądzie lub w urzędzie stanu cywilnego. Istniałby trzyletni obowiązek alimentacyjny „w wysokości odpowiadającej usprawiedliwionym potrzebom”, jeśliby jeden z partnerów - w wyniku rozwiązania umowy – „znalazł się w niedostatku”. Ponadto projekt Dunina wprowadza prawo dostępu do informacji medycznej o partnerze oraz prawo decydowania o pochówku. W projekcie nie wspomina się o możliwości adopcji dzieci.
Projekt Dunina został dziś skierowany do analizy pod względem zgodności z konstytucją i prawem unijnym. Mają się tym zająć prawnicy z Biura Legislacyjnego Kancelarii Sejmu i Biura Analiz Sejmowych.
W kwestii związków partnerskich - podobnie jak w przypadku in vitro - w klubie PO nie ma jednak jedności. Złożenie alternatywnego projektu zapowiedział bowiem poseł Jacek Żalek, jeden z głównych przedstawicieli konserwatywnego skrzydła PO. Nie zgadza się on na to, by tworzyć instytucję "paramałżeństwa", które jego zdaniem ma być zawoalowaną formą legalizacji związków homoseksualnych.
Żalek chce złożyć swój projekt prawdopodobnie na następnym posiedzeniu Sejmu we wrześniu. Wcześniej przedstawi go prezydium klubu PO.
- Legalizacja związków partnerskich, także tych między kobietą a mężczyzną, pomnoży chaos społeczny – komentuje ks. prof.Andrzej Szostek, etyk z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Tłumaczy on, że próby rozciągnięcia szczególnej ochrony państwa nad związkami, które nie są małżeństwem, osłabiają społeczeństwo.
Ks. prof. Szostek podkreśla, że Konstytucja RP określa dwie grupy, które mają prawo do szczególnej troski państwa – małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny oraz weteranów i inwalidów wojennych. Zapisy konstytucyjne skutkują tym, że na społeczeństwie ciąży obowiązek wspierania i utrzymania rodzin będących w potrzebie. Próby podnoszenia związków partnerskich – kobiety i mężczyzny bądź też osób tej samej płci – do instytucji uznanej i chronionej przez państwo podważa zdaniem ks. prof. Szostka filozofię rozumienia społeczeństwa oraz miejsca i roli małżeństwa i rodziny
- Tworzenie związku, nie małżeństwa, nie pociąga w naszym państwie żadnych sankcji prawno-karnych, nie jest karalne, każdy może tworzyć związek z kim chce – przypomina etyk. – Dotąd jednak takie związki nie mają rangi instytucji chronionej przez państwo. Konsekwencje wprowadzenia takiego parasola ochronnego mogą być poważne. Mogą zostać zrównane ich prawa z prawami rodzin, a w przypadku związków homoseksualnych, kolejnym etapem będzie domaganie się prawa do adopcji dzieci.
Zdaniem ks. prof. Szostka, legalizacja związków partnerskich osłabi społeczeństwo. Małżeństwo w wymiarze religijnym, ale i państwowym, wprowadza bowiem pewną stabilność, która ważna jest zwłaszcza dla dzieci. Szczególna opieka państwa nad małżeństwem i rodziną ma skłaniać młodych ludzi do zawierania małżeństw i zakładania rodziny. Jeśli te same prawa przysługiwać będą związkom partnerskim, które łatwiej jest rozwiązać, pomnoży to chaos społeczny. – Przy stanowieniu prawa, trzeba brać pod uwagę stabilność społeczeństwa i dobro dzieci – podkreśla ks. prof. Szostek. Przestrzega też, że wprowadzenie związków partnerskich może pociągnąć w konsekwencji zakusy o zmianę Konstytucji.
Projekt krytykuje też socjolog dr Barbara Fedyszak-Radziejowska.
- To złe rozwiązanie, niezgodne z naszą konstytucją i sprzeczne z systemem wartości większości Polaków – oceniła. Dodała, że ten projekt to charakterystyczny dla lewicy przykład inżynierii społecznej, czyli świadomego działania na rzecz zmiany postaw i poglądów społeczeństwa, które w większości jest przeciwne legalizacji homoseksualnych związków partnerskich.
Jak zauważyła dr Fedyszak-Radziejowska, prawo ma zdolność normotwórczą i jeśli ustawa wejdzie w życie i zacznie budować atmosferę przyzwolenia dla odrzucanego dzisiaj przez społeczeństwo rozwiązania, to być może za kilka lat takie związki staną się normą. „Pytanie tylko, dlaczego PO to robi? Przecież, gdy partia szła do władzy, nie ujawniała takich planów” – stwierdziła socjolog. Wyraziła przy tym zdziwienie, że media udają, że nie widzą rozdźwięku między tym, co Platforma robi, a tym co deklaruje.
Socjolog odwołała się do tezy z książki Mirosławy Grabowskiej „Podział postkomunistyczny”, wedle której w III RP wciąż toczy się rywalizacja o władzę między dwoma elektoratami i ich elitami - postkomunistycznym i postsolidarnościowym.
Zdaniem dr Fedyszak-Radziejowskiej PO, udając, że odwołuje się do elektoratu solidarnościowego, dokonała manewru dokooptowując do swoich szeregów ludzi z SLD, z obecnym ministrem zdrowia Bartoszem Arłukowiczem włącznie. Ustawa o związkach partnerskich może być zatem częścią marketingowego planu pozyskania przez Platformę Obywatelską lewicowego elektoratu, bo plan przejęcia elektoratu PiS się nie powiódł. „A w takich rozgrywkach politycy PO są prawdziwymi mistrzami” - dodała dr Fedyszak-Radziejowska.