Sejm nie musi regulować sytuacji prawnej par niemałżeńskich. Ona właśnie teraz jest uregulowana.
30.08.2012 13:14 GOSC.PL
Jeśli ktoś chce latać samolotem, składa podanie do szkoły lotniczej. Deklaruje w ten sposób, że chce zostać pilotem. Jeśli się nie nadaje – bo na przykład nie ma nogi albo ma dobrą pamięć, dzięki czemu pamięta jak pił piwo z Józefem Piłsudskim – nie zostanie pilotem. I trudno. Może sobie taki jazgotać, że się mu praw człowieka odmawia, ale nawet gdyby Strasburg orzekł, że inwalida i stuletni starzec mają prawo do pilotowania, i tak nikt by z takimi pilotami do samolotu nie wsiadł. Bo każdy ma prawo być kimkolwiek, ale nie każdy ma po temu możliwości. Są też tacy, co mają możliwości, ale nie mają kwalifikacji. Kto nie odbył odpowiedniego szkolenia, to choćby był napakowanym dwudziestolatkiem z genialnymi parametrami na pilota, może sobie polatać do urzędu pracy. I tak jest dobrze.
Tak to już jest na tym świecie, że nie można mieć wszystkiego i być wszystkim. Mężczyzna kobietą nie zostanie, choćby się przerobił na Angelinę Jolie i wygrał tysiąc procesów z tymi, co mu naruszyli dobra osobiste słowem „pan”. Kto się ożenił, ten nie jest kawalerem. Kto został ojcem, ten nie jest bezdzietny, choćby uciekł na koniec świata i nie płacił alimentów.
Pewne rzeczy trzeba przyjąć, tak jak to, że trawa jest zielona, a nie różowa ze szlaczkiem w żółte miśki. Ale ludziom „prawa” do głowy uderzają i chcą mieć wszystko naraz. Dowodnie można się o tym przekonać na podstawie chociażby obserwacji działań naszych ustawodawców. Co prawda przed wakacjami upadł projekt wprowadzenia związków partnerskich, bo nie był zgodny z konstytucją. Ale jak było do przewidzenia, znów wraca. Tym razem klub PO składa własny projekt. – Ta ustawa służy rozwiązaniu problemów ludzi, którzy nie mogą albo nie chcą żyć w małżeństwie, ale jest zgodna z konstytucją – powiedział autor projektu, Artur Dunin z PO.
Ano właśnie – jak ktoś nie chce żyć w małżeństwie, to ponosi tego skutki w postaci tego, że żyje w związku dziadowskim, zdrutowanym byle jak, bez prawnych regulacji. To jest, szanowni konkubenci, wasz wybór. Nie chcecie uszanować osoby ponoć kochanej tak, jak tego miłość wymaga? Nie chcecie wziąć odpowiedzialności za życie swoje i kogoś drugiego? Nie chcecie założyć stabilnego gniazda waszym dzieciom? Wasz wybór! Macie prawo! Ale nie macie prawa mieć praw, jakie przysługują małżeństwom. Nawet części tych praw.
I co z tego, że konkubent miewa – przykładowo – problemy z informacją w szpitalu o stanie zdrowia „partnerki”? Skoro masz, chłopie, problemy z dorośnięciem i nie chcesz się żenić, to ponosisz konsekwencje swojego (braku) wyboru. Wiesz, wieczny chłoptasiu, jak się nabywa prawa małżeńskie? Po spełnieniu niezbędnych warunków, mówi się kobiecie: „ślubuję ci miłość, wierność, i uczciwość małżeńską, oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci”. I już masz prawa męża. Możesz się rozliczać, dziedziczyć i co ci tam jeszcze trzeba. Ale, chłoptasiu, tracisz status kawalera. Już nie możesz traktować swojej wybranki jak potencjalnego śmiecia, który wyrzucisz, gdy ci się znudzi, albo trafisz na lepszy model. Ona jest chroniona nieodwracalnością twojej własnej decyzji. Ale tylko taka jest godna człowieka. I to jest właśnie miłość, i to jest – choć trudno ci to pojąć – prawdziwa wolność.
A co z tymi „partnerami”, którzy chcą zawrzeć małżeństwo, a nie mogą tego uczynić?
No cóż, skoro ktoś nie może być mężem lub żoną, to widać nie powinien.
Bo gdy dwaj panowie lub dwie panie żyją razem na sposób małżeński, to robią to z powodów patologicznych, niezależnie od tego, co o tym sądzi upolitycznione WHO. Natura ma na to prostą odpowiedź: stuprocentowa bezpłodność takich stadeł oznacza, że nie są one w społeczeństwie czymś dobrym. I choć homolobby przekonało już wielu naiwnych, że człowiek może rozmnażać się drogą adopcji, to jednak nie zmienia to niczego w faktach.
To nie wina złego prawa i zawistnego społeczeństwa, że wolne rozwiązki nie mogą być związkami. Bo związek wymaga związania, a gdy się człowiek z drugim człowiekiem (wyłącznie płci odmiennej!) zwiąże, to ma prawa, bo ma też obowiązki.
Sejm doprawdy nie musi regulować sytuacji prawnej par pozamałżeńskich. Ona właśnie teraz jest uregulowana.
Franciszek Kucharczak