– Mieszkaliśmy u ludzi świeckich. Parafia była duża, a kościół mógł pomieścić jedynie 500 osób – wspomina po latach ks. prał. Henryk Kozakiewicz.
Od paru miesięcy cieszy się zasłużoną księżowską emeryturą, ale nadal nie opuszcza swego kochanego Staszowa. Były już wieloletni proboszcz i dziekan staszowski, prałat kapituły opatowskiej jest bowiem w parafii pw. św. Bartłomieja rezydentem, z którego porad nadal chętnie korzystają kapłani i wierni. – W 1976 r. biskup Piotr Gołębiowski skierował mnie do Staszowa do ks. Adama Rdzanka, ówczesnego proboszcza, którego zastąpiłem w 10 lat później – mówi ks. Henryk. – To były trudne lata. Parafia potrzebowała dużej świątyni, o którą starano się przez 40 lat po zniszczeniu w 1944 r. poprzedniego kościoła. Tymczasem Staszów w latach 80. liczył ok. 22 tys. mieszkańców, a świątynia była tylko jedna – kościół św. Bartłomieja. Na miejscu Golgoty Staszowskiej stoi dziś piękna, duża świątynia. Jej historia wiąże się z bł. Janem Pawłem II. Kiedy padł pamiętny strzał na Placu św. Piotra w Rzymie, w bólu i cierpieniu pogrążyli się także staszowscy parafianie, odmawiali bezustannie Różaniec w kościele, modląc się o zdrowie Ojca Świętego.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Dorota Sobolewska-Bielecka