Społeczeństwo. Jesteśmy w sandomierskiej cukierni i prosimy o trzy kremówki, których cała blaszka stoi za szybą. Ekspedientka zaś rozkłada ręce, mówiąc, że są tylko napoleonki.
Dla każdego mieszkańca dawnej Galicji jest oczywiste, że napoleonka to dwa kawałki ciasta francuskiego przełożone bladoróżowym kremem bezowym, sporządzonym na bazie z białek. Kongresowiak zaś jest przekonany, że to ciasto z kremem budyniowym lub śmietankowym. I kto ma rację? Każdy myśli, że on. Choć w pewien sposób spór ten rozstrzygnął Jan Paweł II, kiedy w czasie pamiętnej wizyty w Wadowicach mówił o swych przygodach z tamtejszymi kremówkami. I tak cała Polska i świat dowiedziały się, że to ciastko z kremem budyniowym. Czyli Galicja górą! Od kilkunastu lat, na fali powrotów do dawnych tradycji, można obserwować odradzanie się resentymentów z czasów zaborów. Zjawisko to widoczne jest zwłaszcza w byłym Królestwie Galicji i Lodomerii, jak górnolotnie cesarstwo austriackie nazwało zagrabione ziemie polskie. Coraz więcej restauracji nosi miano „Galicyjska”, serwowane przez nie dania również są „tradycyjnie” galicyjskie. Ba, w niektórych lokalach pojawiają się portrety najjaśniejszego pana Franciszka Józefa. Nie brakuje również happeningów nawiązujących do wydarzeń z okresu C.K. Monarchii. Czy owe resentymenty mają jeszcze jakąś podbudowę, czy widać jeszcze różnice w podejściu do życia, cechach charakteru między mieszkańcami zaborów rosyjskiego i austriackiego, pod którymi znajdowały się tereny naszej diecezji?
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Andrzej Capiga, Marta Woynarowska