Najpierw odkrywał źródła wody. Potem diagnozował już choroby. Dysponował ogromną mocą. Niestety, radiestety.
Przez kilkanaście lat miałem zarejestrowany zakład usług radiestezyjnych – opowiada Stanisław Kot z Rybnika. – Moja działalność polegała przede wszystkim na wskazywaniu miejsc pod kopanie i wiercenie studni oraz wskazywanie tzw. pasów zadrażnień w mieszkaniach. Zaczęło się od kursu w Kaliszu. Przyjechali na niego ludzie z całej Polski. Pojechałem, bo akurat wujek kopał studnię, chciałem mu pomóc i wskazać miejsce, gdzie powinien zacząć robotę… Na pierwszym kursie była pani Janka – jasnowidz. Byłem wprost zszokowany, gdy okazało się, że jedno z naszych ćwiczeń polegało na tym, by odgadnąć, z jakiego materiału jest wykonany przedmiot schowany w portmonetce. Jak to wyczuwaliśmy? Uczono nas, że każdy materiał jakoś promieniuje. A my mieliśmy wyczuwać te promienie. Odgadywać, co to za materiał na podstawie wahnięć i obrotów wahadełka. Ono było naszym przewodnikiem. Inne ćwiczenie? Przez Kalisz płynie rzeka Prosna. Musieliśmy znaleźć miejsce, gdzie znajduje się woda zdatna do picia. I znów byłem w grupie z panią Janką. A ona, będąc daleko od rzeki, orzekła: to woda niezdatna do picia, płynie na głębokości 3 metrów. To rura ze ściekiem. Dla mnie to był szok. Poszedłem nad Prosnę. I rzeczywiście na głębokości 3 metrów była rura, z której wypływały ścieki. Pomyślałem: „Panie Boże, żebym ja tak umiał... Jakie to jest piękne!”. Koledzy, którzy wrócili z obiadu, opowiadali przejęci, że pani Janka chodziła za kelnerem i pokazywała, jaką ma aurę, a potem zapłaciła za obiad… serwetką, a on wydał jej resztę w polskich złotych. Zahipnotyzowała go. Sporo w tym Kaliszu widziałem. Zachwyciłem się. Przecież to jest piękne! To jest boskie!
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marcin Jakimowicz