Zawsze wydawało mi się, że moja modlitwa jest wyrazem szacunku do Boga i właśnie przez nią okazuję mu miłość.
Duch Święty jednak zmienia człowieka i daje zupełnie inne, nowe spojrzenie. To nie Bóg potrzebuje mojej modlitwy, ale ja sam. Słudzy posłuchali Jezusa i wypełnili stągwie po brzegi. Dla mnie to wyraźnie wskazanie. Czegokolwiek podejmuję się w życiu, staram się robić to z pełnym zaangażowaniem. Mimo wszystko często pojawiają się trudności. I gdy ogarnia mnie zniechęcenie, myśl o modlitwie jest nie tylko ratunkiem, ale przypomnieniem, że Bóg jest przy mnie. Wszystkie obawy i moje lęki On sam przezwycięży. Upadam, gdy próbuję zrobić coś na własną rękę, gdy ufam tylko sobie. Uczę się pokory i dostrzegam Boga, który posyła Ducha Wspomożyciela. Dzięki Niemu żyję pełnią życia.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Rozważa Krzysztof Grzyb student politechniki