Bomba eksplodowała w środę w pobliżu hotelu w Damaszku, gdzie mieszkają obserwatorzy ONZ - poinformowała syryjska telewizja państwowa. Trzy osoby zostały ranne, lecz nikt z członków misji ONZ. Do zamachu przyznała się opozycyjna Wolna Armia Syryjska.
Bomba, która wybuchła na parkingu za hotelem Dama Rose, spowodowała eksplozję stojącej tam cysterny z benzyną. Jak pisze agencja Reutera, nad syryjską stolicą unosiły się kłęby czarnego dymu.
Według świadków, wskutek eksplozji uszkodzony został budynek znajdujący się naprzeciwko hotelu, lecz sam hotel nie uległ zniszczeniu.
Wiceminister spraw zagranicznych Fajsal el-Mekdad oświadczył, że żaden z oenzetowskich obserwatorów nie odniósł obrażeń. "To był akt przestępczy mający na celu wypaczyć wizerunek Syrii" - powiedział minister, cytowany przez państwową telewizję.
Reuter zwraca uwagę, że cel zamachu nie jest oczywisty. W okolicy, gdzie doszło do wybuchu, mieści się klub oficerski syryjskiej armii; budynek zaś należy do rządzącej Partii Socjalistycznego Odrodzenia Arabskiego (Hizb al-Baas) i mieści się niedaleko siedziby armii.
Do zamachu przyznała się Wolna Armia Syryjska. Jak twierdzą rebelianci, na których powołuje się agencja AFP, celem ataku był budynek sztabu generalnego, gdzie odbywała się poranna narada wojskowa.
Według Syryjskiego Obserwatorium Praw Człowieka, od początku rewolty w Syrii przeciwko reżimowi prezydenta Baszara el-Asada, która wybuchła w marcu 2011 roku, zginęło ponad 23 tys. ludzi.