Dyskusja, czy należy uczyć ekonomii czy religii, podobna jest do tej, czy myć nogi, czy jednak ręce.
14.08.2012 14:41 GOSC.PL
„Tak to jest, skoro w szkołach zamiast ekonomii jest religia” – w ten sposób jeden z anonimowych internautów skomentował aferę Amber Gold. Lisowski serwis NaTemat.pl od razu wybił ten cytat do lidu i zaraz z przysłowiową newsweekowską rzetelnością uczynił z jednego wpisu „apel internautów”: „Ekonomia w szkołach zamiast religii!”. Czego się nie robi, by księża winni byli nawet powstania nowej piramidy finansowej.
Nie miałoby sensu zajmowanie się cudzymi obsesjami gdyby nie fakt, iż kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą. A przynajmniej za nią uchodzi. Czuję się głupio, musząc stwierdzać ten oczywisty fakt, niemniej ktoś może tego nie wiedzieć: katecheza nie jest w nauczana zamiast ekonomii. Choć w niewielu szkołach uczy się ekonomii jako takiej, to jednak uczniowie gimnazjów i liceów mają taki przedmiot, jak podstawy przedsiębiorczości. Z jego nauczaniem jest, podobnie zresztą jak z katechezą, różnie. I zamiast proponować zastąpienie mycia rąk myciem nóg, może lepiej zasugerować po prostu dokładniejsze mycie wszystkich kończyn.
Dzięki temu nie tylko więcej osób uchroni się przed finansowymi oszustami, ale także nie będziemy skazani na czytanie żenujących artykułów dziennikarzy-dyletantów. Nie będzie już nazywania „stwierdzenia nieważności małżeństwa” „rozwodem kościelnym”, nie będzie wymagania od Papieża zmian prawd wiary ani traktowania Kościoła jako partii politycznej. A jeśli nawet nie religia, to niech przynajmniej solidnie nauczana etyka uchroni nas przed seriami lewych materiałów okładkowych.
Niestety, gdy ktoś ma złą wolę, nie zmieni jego postępowania nawet najlepsza szkoła, ekonomia, katecheza, w-f i godzina wychowawcza razem wzięte.
Stefan Sękowski