Muzyka rockowa przydaje się mainstreamowym mediom, gdy ukazuje bunt pozorny. Paweł Kukiz nie mieści się w schemacie.
10.08.2012 09:34 GOSC.PL
Paweł Kukiz twierdzi, iż wszystkie stacje radiowe w Polsce odmówiły patronatu medialnego jego pierwszej solowej płycie „Siła i honor”. Powód widzi w podporządkowywaniu się mediów głównego politycznej poprawności. - Identyczny klimat panował pod koniec poprzedniej Komuny – im bardziej mdło było na podwórkach – tym więcej zakłamania w mediach, „Kolorowych jarmarków” i propagandy sukcesu – pisze na swoim profilu na Facebooku.
Artysta zapowiada rekapitulację historii Polski po 1945 roku. Biorąc pod uwagę poglądy na jej temat, jakie głosi – także na temat historii już zupełnie najnowszej – można spodziewać się bezkompromisowego podejścia.
Tylko czy to może być powód do sekowania jego muzyki z radia? Gdyby stosować tego typu kryteria, twórczość jego zespołu „Piersi” w ogóle nie powinna pojawić się w mediach głównego nurtu. W sieci pojawiły się na razie teksty dwóch piosenek z nowej płyty („Homopoliticus” i „Old Punk”), jednak w żadnym stopniu nie sprawiają wrażenia wybitnie skandalicznych. A na pewno nie bardziej niż „Virus_sLd” czy "ZChN zbliża się". A może muzyka na krążku jest po prostu zbyt słaba lub ekstrawagancka? Bez żartów, najbardziej znany zespół Kukiza, „Piersi”, od samego początku tworzył piosenki specyficzne, na pograniczu zamierzonego kiczu, co przynosiło genialne efekty. Wybryk w postaci płyty „Borysewicz&Kukiz” był na szczęście jednorazowy, choć z pewnością bardzo „radiowy”. Paweł Kukiz jest profesjonalistą i zna się na swoim fachu, fuszerki się po nim nie spodziewam (co nie znaczy, że jego twórczość musi się każdemu podobać).
Ta sytuacja dobrze pokazuje podejście mediów głównego nurtu do muzyki rockowej. Przede wszystkim ma być ona wprzęgnięta w przemysł rozrywkowy. Jest to jednak rozrywka szczególnego rodzaju: markująca bunt, rebelię, pociągająca młodych ludzi sprzeciwem wobec zastanego świata. Jednak musi to być bunt pozorny, utrzymany w ryzach, najchętniej „rozporkowy”. W ubiegłym roku radio Eska Rock (to tam pracowali „buntownicy” Wojewódzki i Figurski) odmówiło Big Cycowi puszczania ich kawałków z ostatniej płyty „Zadzwońcie po milicję”. Składały się na nią covery kawałków polskich zespołów punkowych, często zapomnianych, takich jak Karcer, Cela nr 3 czy Miki Mousoleum. Tematyka utworów: stan wojenny, komuna. Powód odmowy wciągnięcia na playlistę? Płyta jest za bardzo „polityczna”.
Odpowiedź jest o tyle absurdalna, że rock zawsze był (także) polityczny (w prawdziwym znaczeniu tego słowa), co dobrze widać na polskim przykładzie. Co prawda z reguły w undergroundzie, ale to właśnie tam często powstawały najbardziej wartościowe dzieła. I tak jest teraz – muzyka z przekazem, nie „słusznym”, ale jakimkolwiek – wraca do podziemia, czytaj: do sieci (choć są wyjątki, na których główny nurt się poznaje, vide – Luxtorpeda). Mainstreamowe media można zostawić Dodzie, która też zaczynała w kapeli rockowej.
Stefan Sękowski